wtorek, 3 listopada 2015

Zico (Block B)

    Hejuu ^^ Wracam do was z halloweenowym (wiem, wiem, spóźniłam się xD) scenariuszem :D Uprzedzam już na starcie, że jest trochę drastyczny i dla osób o mocnych nerwach (to jakim cudem go napisałam? xD). To mój pierwszy (i raczej nie ostatni) horror, więc napiszcie, czy mi wyszedł ;D
    Smutno mi trochę, że tak mało komentarzy (czyli prawie wcale ;;), a tyle wyświetleń :( Nawet nie wiecie, jak zwykły komentarz, nawet z jednym słowem, motywuje do pisania ^^ A jak ktoś napisze, co mu się w scenariuszu podoba, a co mogłabym zmienić, to już w ogóle niebo a ziemia :D Można pisać komentarze z anonima, więc to chyba żaden problem ;D
   Aish... Ględzę jak nauczycielka tuż przed emeryturą :x Nah... Czytajta xD
   (Od razu przepraszam za te przerwy między akapitami ;; Blogger mnie chyba nie lubi </3)





- Jest coś? - spytałaś przeglądając dokumenty w teczkach.

- Aniyo. Od dwóch tygodni wszędzie cisza – Jiho przeglądał internet i znudzony podpierał ręką brodę. – Jak tak dalej pójdzie, to pomyślę, że na całym świecie jest pokój.

    Westchnęłaś i dopiłaś resztę herbaty. Ty i Woo Jiho, lub też Zico, byliście prywatnymi detektywami i mimo to, że obydwoje mieliście po 22 lata, to potrafiliście rozwiązać każdą sprawę, więc pieniędzy nie brakowało ani Tobie, ani jemu. Znaliście się od dzieciństwa i też od dzieciństwa coś ciągnęło was do pracy detektywów. Gdy mieliście po 8 lat, przeprowadziliście wasze pierwsze (udane, trzeba dodać) śledztwo – pomogliście wyśledzić złodzieja, który okradał miłą, starszą sąsiadkę. Dzięki temu, mieliście zagwarantowane dostawy pysznych domowych wypieków od tej pani. Ty miałaś zdolność logicznego myślenia i przy każdej sytuacji potrafiłaś zachować spokój, a Zico był energiczny i rwał się do każdej sprawy. Idealnie się więc dopełnialiście.

    W chwili, gdy Jiho po raz kolejny (nawet nie chciało Ci się liczyć ile razy już to zrobił) wzdychał ze znudzenia, zadzwonił telefon. Odebrałaś, a chłopak wpatrzył się w komórkę z błyskiem w oku.

- Tu biuro detektywistyczne. Słucham?

- Pomocy... ulica ____... szybko... - usłyszałaś krzyk, a później rozległ się dźwięk, jakby ktoś przesuwał nożem po szkle, po czym ten ktoś wolno zaczął oddychać do słuchawki. Poczułaś dreszcze, choć byłaś już wiele razy w gorszych tarapatach.

     Spojrzałaś na Jiho. Wszystko słyszał, bo był włączony głośnomówiący.

- Szybko! Jedziemy! Wreszcie coś się dzieje! - zeskoczył z fotela, prawie zrzucając laptopa.
     Pokręciłaś rozbawiona głową.

     Ulica mieściła się 15 kilometrów za Seulem. Szybko wpisaliście dane do GPS-a, zapakowałaś do torebki potrzebne rzeczy, w tym swój nieodłączny notes i wsiedliście w samochód. Na każdym czerwonym świetle Zico prychał z pogardą i bębnił palcami w kierownicę. W końcu dojechaliście. Ulica była szara i ponura, w dodatku spowita mgłą. Na niej znajdował się zakład psychiatryczny Mnemosyne, który pod każdym względem pasował do otoczenia. Wysiedliście z samochodu i prawie od razu z głównych drzwi zakładu wyszła starsza Koreanka.

- Nazywam się Shin HyeSun i jestem dyrektorką tego zakładu. Co was tu sprowadza?

- Ja jestem ____ ____ - pokazałaś wizytówkę – a to jest Woo Jiho. Prowadzimy prywatne biuro detektywistyczne i dostaliśmy telefon od mężczyzny, proszącego o przyjazd na tą ulicę – wyjaśniłaś.

- To niemożliwe – dyrektorka pokręciła gwałtownie głową – To...

     Krzyknęłaś, przerywając jej i wskazałaś na okno drugiego piętra, z którego właśnie wypadał jakiś mężczyzna. Nim ktokolwiek zdołał wykonać jakikolwiek ruch, mężczyzna głucho uderzył w ziemię. Razem z Zico podbiegliście do człowieka, a Ty sprawdziłaś mu puls. Wypuściłaś głośno powietrze i pokręciłaś głową. Dopiero teraz dobiegła do was Koreanka.

- To Jung DongKyo! - zasłoniła sobie usta dłonią i gwałtownie zbladła.

- Znała go pani? - spytałaś. Pokiwała głową – Nie żyje

- Dobrze, że się tu znaleźliście, nawet jeśli tylko przypadkiem. To jeden z pracowników. Tak właściwie był sprzątaczem, ale na jedno wychodzi... Zróbcie dochodzenie. Ja muszę zadzwonić do jego rodziny – szybkim krokiem doszła do głównych drzwi.

- Sprawdź jego kieszenie, może w nich być coś, co pomoże w śledztwie, a ja pójdę się rozejrzeć – powiedziałaś do Jiho. Pokiwał głową i zaczął przetrząsać kieszenie mężczyzny. Chyba nawet się cieszył, że coś w końcu się dzieje.

     Zachowując wszelkie środki ostrożności poszłaś obejść zakład dookoła, cały czas trzymając rękę tak, abyś szybko mogła złapać za pistolet ze strzałkami, który zawsze miałaś przy sobie. Gdy byłaś w połowie bocznej ściany, zauważyłaś, że coś leży na ziemi. Schyliłaś się, by to obejrzeć. Okazało się, że to telefon, niestety kompletnie rozwalony, co stwierdziłaś po przebitym ekranie. Założyłaś swoje nieodłączne lateksowe rękawiczki, by nie zostawić śladów palców i włożyłaś telefon do zasuwanego woreczka, który następnie schowałaś do kieszeni. Ruszyłaś dalej. Za budynkiem, pod tylną ścianą, stała spora skrzynia. Podeszłaś do niej. Okazała się nie skrzynią, tylko wejściem do piwniczki. Pociągnęłaś za uchwyt i nie zdziwiłaś się, gdy się nie otworzyła. Pod uchwytem mieściła się spora dziurka na klucz. Za Tobą stał garaż, również zamknięty. Po chwili zaczęła otaczać Cię mgła i usłyszałaś stłumione jęki, jakby z wnętrza piwniczki. Wzdrygnęłaś się, a gdy nic już nie usłyszałaś, pomyślałaś, że Ci się przesłyszało. Szybkim krokiem wróciłaś przed Mnemosyne. Gdy nie zauważyłaś Zico, weszłaś do środka. Chłopak rozmawiał z pielęgniarką. Wnętrze wyglądało tak, jak powinien wyglądać zakład psychiatryczny – szaro i nieciekawie. Jiho zauważył Cię i podszedł do Ciebie.

- Znalazłem to w jego kieszeniach – pokazał Ci woreczek z paroma kartkami i portfelem. – Przepytałem parę pielęgniarek. Jedna z nich powiedziała mi, że pan DongKyo wypadł z okna w korytarzu, w którym znajdowały się cztery pokoje. Jeden z nich był gabinetem dyrektorki, a reszta pokojami pacjentów. Co ważniejsze, wyglądał na przerażonego, był cały blady i wybierał numer na komórce. Jeszcze inna powiedziała, że kilka minut przed tym, jak wypadł, wracał zza zakładu. Ciało na razie przykryłem.

- Też coś znalazłam – wtrąciłaś. – Za zakładem jest jakaś piwniczka. Nic innego tam nie ma, oprócz garażu, więc pewnie zobaczył coś w środku. Znalazłam też rozwalony telefon - podałaś mu woreczek, który schował do kieszeni. - Zajmiemy się tym później. Na razie chodźmy na miejsce zbrodni – złapałaś chłopaka za rękę i ruszyłaś z nim na drugie piętro.

     Szybko znalazłaś korytarz z gabinetem dyrektorki.

- Wydaje mi się, że to właśnie pan DongKyo do nas dzwonił – powiedziałaś, rozglądając się po korytarzu.

- Na to, to i ja wpadłem – westchnął Zico, dogłębnie badając zbitą szybę w oknie.

- Co to? - schyliłaś się.

     Pod ścianą ze zbitym oknem leżała malutka laleczka voodoo. Ilość wbitych w nią igieł była niesamowita. Lalka wyglądała przez to jak mały jeż. Założyłaś lateksowe rękawiczki i włożyłaś laleczkę do drugiego woreczka.

- Schowaj to. Masz większe kieszenie – wepchnęłaś worek w rękę chłopaka i ruszyłaś w stronę gabinetu dyrektorki.

- Gdzie idziesz? - spytał, wsadzając woreczek do kieszeni.

- Poprosić panią HyeSun o klucz do salki woźnego – odparłaś. – Każdy woźny klucze zawsze nosi przy sobie, więc pewnie ten, kto go zabił, zabrał mu je. Ale powinien mieć zapasowe – otworzyłaś drzwi i poprosiłaś dyrektorkę o klucz. Dała Ci go bez zbędnych pytań.

     Zapytałaś jeszcze, gdzie jest sala woźnego i razem z Zico ruszyłaś na parter. Po chwili staliście przed drzwiami, niczym nie różniącymi się od innych. Włożyłaś klucz do dziurki i otworzyłaś drzwi. Wśród standardowych przedmiotów woźnego, na ścianie wisiał haczyk z wielkim pękiem kluczy. Ważył dość sporo.

- Zadzwoń po policję, żeby zabrali ciało, a ja pójdę sprawdzić co jest w piwniczce – powiedziałaś i ruszyłaś do drzwi głównych, podzwaniając kluczami.

- Nie puszczę Cię samej! - oburzył się.

- Zico, wychodziłam z gorszych opresji – zatrzymałaś się, przez co chłopak prawie na Ciebie wpadł.

- Ehh... Dobra. Ale gdy tylko zadzwonię, od razu do Ciebie pobiegnę – powiedział. Pokręciłaś rozbawiona głową. – Ale najpierw chcę zrobić coś, co od dawna chodziło mi po głowie – dodał i pocałował Cię. Długo i namiętnie. Byliście jeszcze za zakrętem korytarza, więc nikt was nie widział. Chłopak odsunął się od Ciebie po dłuższej chwili i z uśmiechem ruszył do recepcji.

     Stałaś zaskoczona jeszcze chwilę, dotykając palcami ust. Wreszcie oderwałaś się od podłogi i wyszłaś przed zakład. Skręciłaś za zakręt i po chwili stałaś nad piwniczką. Już miałaś wkładać w dziurkę odpowiedni kluczyk, gdy nagle twarz przysłoniła Ci dziwnie pachnąca szmata. Zdołałaś jeszcze rzucić klucze w bok tak, aby napastnik nie zauważył i straciłaś przytomność.

     Obudziłaś się przykuta do ściany. Rozejrzałaś się i głośno jęknęłaś. Znajdowałaś się w miejscu, które bardzo przypominało średniowieczny loch. Ale nie to było najgorsze. Przed Tobą leżały 4 ciała. Widać było, że są po okropnych torturach. Nie miały niektórych palców, miały nacięcia różnej głębokości i były całe we krwi. Nie krzyczały, pewnie dlatego, że po prostu nie miały już sił, ale trzęsły się w konwulsjach. Za nimi znajdował się wielki, zakrwawiony kredens ze słojami pełnymi krwi i upchniętymi do nich wnętrznościami. Leżało na nim też dosyć sporo laleczek voodoo. Dookoła walało się pełno wnętrzności, a z sufitu zwieszały się martwe ciała. Cała podłoga i ściany uwalane były w świeżej i zaschniętej krwi. Śmierdziało niesamowicie. Po chwili z drzwi obok Ciebie wyszedł mężczyzna po 30-stce. Niósł w rękach piłę mechaniczną.

- Obudziłaś się w samą porę – uśmiechnął się psychopatycznie.

- Kim Ty w ogóle jesteś? - spytałaś, starając się zachować spokój, co nieźle Ci wychodziło.

- Aaa, no tak, nie przedstawiłem się – wykonał skomplikowany ukłon, polegający na przetarciu wyimaginowanej posadzki wyimaginowanym piórem wyimaginowanego kapelusza (jak ktoś to przeczytał bez zająknięcia, jest moim mistrzem xD). Przewróciłaś oczami. – Jestem Lee JaeKyung. Do usług – zarechotał.

- Na co się obudziłam? - spytałaś przerażona, bo zaczął przymierzać piłę do szyi jednego z ludzi.

- Czekałem na rozpoczęcie specjalnie na Ciebie. Moim celem będzie...  - zawiesił się dla lepszego efektu. Przełknęłaś głośno ślinę, bo już wiedziałaś, do czego zmierza. -  Dekapitacja! Tak, dobrze usłyszałaś. Pozbawię ich głów – włączył piłę i zaczął ciąć im szyję powoli, zaczynając od karku i uśmiechał się, słysząc wrzaski ludzi. Powoli odczepiał od siebie kręgi kręgosłupa, a gdy dochodził do tętnicy szyjnej, ciął jak najszybciej.

     Po ścianach tryskała krew, a w całym pomieszczeniu unosił się krzyk niewyobrażalnego cierpienia. W końcu skończył i podszedł do Ciebie, wycierając piłę i kopiąc zakrwawione głowy.

- Ojejku, ale nabrudziłem. Ale warto było. No, kochana, jak Ci się podobało? Na początku miały być tylko te... - spojrzał na ciała pozbawione głów - osoby, ale trochę zmieniłem moje plany, bo wtargnęłaś na mój teren. Ale w sumie, im więcej osób, tym weselej, nie? - zaśmiał się psychodelicznie.

     Zaczęłaś się szarpać, ale nie mogłaś zerwać metalowych kajdan, założonych na Twoje ręce i nogi. Nie krzyczałaś, bo wiedziałaś, że to sprawiałoby mu to jeszcze większą przyjemność.

- Nie szarp się. I tak nie uciekniesz. Pewnie się zastanawiasz, po co to robię? Tak po prostu. Sprawia mi to przyjemność – wzruszył ramionami i wziął do ręki martwe serce leżące na betonowej, zakrwawionej podłodze, podrzucał je przez chwilę w dłoni, po czym odrzucił pod ścianę i z wielkim uśmiechem zaczął oglądać zakrwawioną dłoń. – Mam dziwny pociąg do rzezi. Chciałbym Cię pociąć i zmielić, zrobić konfetti z jelit, wyciąć uśmiech na Twojej pięknej twarzyczce, ale to by trwało niestety za długo. No to żegnaj. Miło było – stwierdził, po czym włączył piłę i przyłożył ją do Twojej szyi.

     W tej samej chwili do pomieszczenia wpadło mnóstwo policjantów z Zico na czele. Jeden z policjantów odepchnął Twojego nowego ,,kolegę", a Jiho zabrał ze stołu klucz i otworzył kajdany na Twoich nadgarstkach i kostkach. Wpadłaś w jego ramiona, a on wyniósł Cię z sali. Usiadłaś na trawie i zasłoniłaś twarz rękoma. Nic nie mówiłaś, bo najpierw musiałaś otrząsnąć się z szoku i przerażenia.

     Jiho usiadł obok Ciebie i przytulił Cię. Nie zwracaliście uwagi na policjantów biegających obok was.
     Po doprowadzeniu swoich myśli do względnego porządku spojrzałaś po sobie i skrzywiłaś się. Całe ubranie miałaś we krwi ofiar.

- Nie martw się tym. Pojedziemy samochodem policji – uspokoił Cię. – Wiem też, jak przywoził tu swoje ofiary. W nocy wyjeżdżał jednym z samochodów, które są w garażu i przywoził nim kolejnych nieostrożnych ludzi. Był pacjentem zakładu. Wsadzili go tu, bo zrobił swojej rodzinie z grubsza to, co robił tam

     Spojrzałaś na niego wzrokiem, mówiącym, że nie chciałaś tego wiedzieć.

- I co? Masz już dość wrażeń? - spytałaś ironicznie.

     Nie doczekałaś się odpowiedzi, bo Zico zamknął Twoje usta swoimi.

2 komentarze:

  1. Wiem, że to było dawno, ale że nie ma żadnego cholernego komentarza, napiszę:
    OMÓJBOŻEKOCHAMCIĘ <3
    świetny jest, kurde! Jak to może nie mieć komentarzy?! ;-;

    OdpowiedzUsuń
  2. To bylo mega ! Kocham cie <3 prosze masz komentarz <3

    OdpowiedzUsuń