niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział III

     Yeah, jednak udało mi się dzisiaj wejść :D Ten rozdział znowu jest krótki, a właśnie kończę 4, więc może znowu wstawię dzisiaj obydwa, co wy na to? ;D

                 
                                                                            ~*~


    Taehyung nucił sobie wesoło pod nosem, rysując w swoim zeszycie. Hoseok kilka minut temu wyszedł, by pogadać z Yoongim, a on już tęsknił. Co ta miłość robi z ludźmi – westchnął do swoich myśli, gdy dorobił się dziary w postaci dwóch serduszek. - W końcu bad boy jestem – parsknął.
- Aż tak z tobą źle? - do namiotu wszedł Jimin i usiadł na śpiworze Junga. - Gadasz sam ze sobą.
- Nic ci do tego, hyung – wyszczerzył się, zamykając zeszyt.
- Gdzie twój kochaś? - spytał starszy.
- Ale że kto? - Tae poczuł, jak jego policzki robią się czerwone. Widział?...
- Hoseok, nie udawaj durnia – prychnął Park. - Chyba wszyscy widzieli, jak się z nim lizałeś.
- Wiedziałem, że tak będzie – westchnął, czując, że nadmiar krwi powoli ucieka z jego twarzy.
    W tym momencie w wejściu do namiotu pojawił się Hoseok.
- Zdradzasz mnie z tym ćwokiem? - spytał, mierząc Park'a wzrokiem, jednak uśmiechał się.
- A w życiu! Ciastek by mnie udusił za zdradę – zaśmiał się Jimin, po czym wstał i ruszył do wyjścia.
- Poszedłbyś z nami na spacer? - spytał jasnowłosy, też wstając. Już wcześniej gadał o tym z Jungiem, więc wiedział, że ten nie będzie miał nic przeciwko. - Możesz wziąć Jungkook'a.
- Ok, tylko najpierw muszę go znaleźć – przewrócił oczami, wychodząc na dwór. Poczekał, aż przyjaciele też wyjdą i dopiero wtedy kontynuował. - Jeszcze ktoś go złapie i wciągnie w przemysł porno, mówiąc, że robi lody pokroju rasowej dziwki, a tego bym nie przeżył.
- Na pewno? - Hoseok uniósł brew. - Raczej byś się ucieszył, widząc go na dużym ekranie – parsknął śmiechem.
- Tu chodzi o niego, nie o mnie – zawtórował mu, zauważając swojego chłopaka, rozmawiającego z jednym z uczestników obozu na ławce przy zgaszonym ognisku. Pomachał do niego, by podszedł.
- Co jest, hyung? - spytał młodszy.
- Idziemy na spacer – odpowiedział. - Te dwie baby same się boją, więc pójdziemy z nimi.
- Jakie baby? - Hoseok zmrużył oczy.
- Dobra, może ty nie, ale Tae na pewno – zachichotał, a wspomniany tylko prychnął, nie wiedząc co odpowiedzieć.
- Poczekajcie chwilę, wezmę lornetkę – zbliżającą się wielkimi krokami kłótnię przerwał Jeon. Nie czekając na reakcję reszty, zniknął w ich namiocie.
- A ja się nadal zastanawiam, jakim cudem on z tobą wytrzymuje – powiedział Taehyung.
- Rekompensuję wszystko w łóżku – roześmiał się brązowowłosy, a chwilę po tym Jungkook wyszedł z namiotu z małym plecakiem.
- Możemy iść – zakomunikował, poprawiając sobie lornetkę na szyi
- Po co ci tyle rzeczy? - spytał zdziwiony Hoseok.
- Bo pewnie nikt nie pomyślał o wzięciu prowiantu, wody i mapy okolicy – wywrócił oczami.
- Chodźmy, bo zaraz znowu zaczniemy się kłócić – przerwał im Taehyung i ruszył w kierunku ścieżki.
- Kłótnie są częścią naszego życia i nic na to nie poradzisz – zaśmiał się Hoseok, wraz z Jimin'em i Jeon'em idąc za jasnowłosym.
- Nie wiem czemu, ale jakoś nieswojo się czuję – mruknął Taehyung, wtulając się w bok Junga. Szli już od jakichś 20 minut, co chwila wybuchając śmiechem. Tylko on nie mógł się wyluzować.
- Spokojnie, Taeś – Hoseok pocałował go we włosy. - Już ci mówiłem, że cię ochronię.
- Aww~ Jak słodko - powiedział ze śmiechem Jungkook.
- Tae, pewnie masz jakąś leśną fobię. Może w dzieciństwie gonił cię dzik – zaśmiał się Jimin.
- Chyba masz rację – westchnął jasnowłosy.
- Kookiś, daj lornetkę – nagle Jimin zatrzymał się, wyciągając rękę do Jeona. Mrużył oczy, starając się dostrzec coś ponad drzewami. Ten zdziwiony zdjął przedmiot z szyi, podając go chłopakowi. Przytknął ją do oczu, regulując ostrość, aż w końcu gwizdnął zaskoczony.
- Co jest? - spytał coraz bardziej wystraszony Tae, na co Jimin bez słowa oddał mu przedmiot, wskazując palcem kierunek.
    Kim przełknął ślinę, przykładając lornetkę do oczu. Spojrzał we wskazanym kierunku i poczuł, że mimo gorąca przebiega go zimny dreszcz. Ponad drzewami można było zobaczyć małe wzgórze, otoczone wysokim lasem, więc nikt gołym okiem nie mógłby dojrzeć dachu, ledwo nad nim widocznego. Chcąc widzieć więcej, wszedł na pieniek, stojący obok, i poprosił Hoseoka, by go podtrzymał. Gdy poczuł na biodrach jego silne dłonie, poczuł przypływ odwagi i postanowił sprawdzić coś jeszcze. Powiększył obraz do maximum i wydało mu się, że gdyby nie Jung, od razu by się przewrócił. Pomiędzy drzewami, na wysokości co najmniej okien budynku, majaczył przyciemniony punkcik światła.

sobota, 28 listopada 2015

Rozdział II

     Nadal spokojnie, ale jak to już odpisałam #Lasowi: żaden spokój nie może trwać wiecznie ;D I właśnie: #Las dobrze myślał o JiKooku x'D I żeby nie było pytań - Jimin i Tae mają po 17 lat, Jungkook 16, a Yoongi i Hobi - 18 ;)


                                                                      ~*~


- Ej, nie śpij. Zaraz będziemy – Jimin szturchnął go w ramię.
    Taehyung otworzył oczy i rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem. Naprawdę zasnął? Taehyung, starzejesz się – prychnął do swoich myśli.
- Nie śpieeee – ziewnął, zakrywając usta dłonią. - Kto zabierze twój samochód?
- Moja matka – spojrzał na niego, na chwilę spuszczając wzrok z ulicy. - Ogarnij się trochę, bo Kookie pomyśli, że się z jakąś ciotą zadaję – ostrzegł go.
    Kim prychnął, poprawiając włosy.
- To twój chłopak, nie mój.
- A właśnie, trzebaby ci w końcu jakiegoś znaleźć – zauważył starszy. - Nie chcesz chyba całe życie jechać na ręcznym, nie?
- Tym zajmę się już sam – westchnął, wpatrując się w krajobraz za oknem.
    Obserwował, jak Jimin wjeżdża na podjazd, a gdy zaparkował, na jego twarz mimowolnie wpłynął jego zwyczajowy zaciesz.
    Gdy wysiedli z samochodu, wyjęli bagaże i podeszli do sporej grupki uczestników obozu, stojącej na peronie, Taehyung niemal od razu został otoczony przez znajomych. W gronie przyjaciół uważany był za taką maskotkę, co nigdy mu nie przeszkadzało. Gdy już przywitał się i wyprzytulał ze wszystkimi, zaczął szukać wzrokiem jasnozielonej czupryny swojego przyjaciela.
- Yoongi! - wrzasnął, rzucając się w ramiona zielonowłosego, który zaśmiał się i go objął. Poznali się rok temu na podobnym obozie i od razu się polubili. I nie przez podobne charaktery. Połączyła ich miłość do anime.
- Tęskniłem, Taeś, wiesz? - uśmiechnął się, gdy młodszy go puścił. - Chodź, poznasz swojego współlokatora.
- To nie będę znowu z tobą? - zasmucił się.
- Nie sprawdzałeś? - zdziwił się, a gdy Tae pokręcił przecząco głową, złapał go za rękę i pociągnął w stronę chłopaka, który opowiadał coś uczestnikom, żywo gestykulując.
- ...i wtedy na niego wpadłem! To było przerażające! Myślałem, że brzydszy niż na ekranie nie może być! – przerwał mu śmiech ,,widowni” - Powiem wam, że on ma straszny uśmiech. Mógłby z nim startować do jakiejś komedii, czy czegoś podobnego. Coś w tym stylu – i tu pokazał taką minę, że ,,publiczność” zaczęła się niemal pokładać ze śmiechu.
- Mogę go porwać na chwilę? - spytał ze śmiechem Yoongi, łapiąc czarnowłosego za rękę. Odciągnął go od rozchichotanej grupki i przedstawił go Taehyung'owi: - Tae, to jest Hoseok, Hoseok, to Tae, jesteście razem w namiocie.
- Cześć – wyszczerzył się Kim, podając starszemu rękę, którą ten od razu ścisnął, wywołując przy tym lekki grymas na twarzy jasnowłosego.
- Sorki – zaśmiał się Hoseok, zabierając rękę. - Powinienem się hamować, ale to trudne.
- Nie, wszystko ok – Taehyung rozmasował dłoń. Co jak co, ale siłę to on miał prawie na poziomie Jimin'a. Ciekawe czy też ma takiego abs'a – pomyślał Kim, ale zaraz wymierzył sobie mentalnego policzka. - Taehyung, o czym ty myślisz?! On może nawet nie być gejem!
    Jego rozmyślania przerwał głos opiekunki ubranej w moro i zarazem prowadzącej obozu, ogłaszający, że za chwilę przyjedzie ich pociąg. I rzeczywiście, chwilę potem wjechał na peron i zatrzymał się, a grupka licealistów zaczęła się przepychać, żeby trafić do przedziałów z odpowiednimi dla siebie osobami. Trójce przyjaciół udało się trafić do jednego przedziału, a chwilę potem w szklanych drzwiach pojawił się Jimin z jakimś chłopakiem.
- No! Wreszcie was znalazłem – uśmiechnął się, wchodząc do środka i ciągnąc za sobą chłopaka. - To jest Jeon Jungkook, mój chłopak i najsłodsza osoba na świecie, więc proszę go dobrze traktować - przedstawił go, a ten zmroził go wzrokiem.
- Sorry za niego – przeprosił zmieszany. - Czasami mu odbija – westchnął i usiadł na wolnym miejscu obok Tae, a Jimin obok niego.
- Coś o tym wiem – zaśmiał się jasnowłosy. - Taehyung jestem.
- Yoongi, a to Hoseok – powiedział zielonowłosy, na co Jungkook skinął głową z uśmiechem.
- Jesteś gejem? - spytał Jimin'a Jung.
- Aaa, no tak, zapomniałem wam powiedzieć – zamiast Jimin'a odpowiedział Yoongi. - Wszyscy w tym przedziale oprócz mnie wolą facetów - westchnął, jakby już dawno pogodził się z byciem jedynym hetero wśród przyjaciół.
    Taehyung przełknął ślinę, bo zauważył, że po tym objaśnieniu Hoseok spojrzał na niego z jakimś dziwnym uśmiechem i nieodgadnionym błyskiem w oku, ale postanowił to zignorować.
    Pierwsze 10 minut podróży odbyło się normalnie, ale po tym czasie drzwi ich przedziału otworzyły się, wpuszczając do środka słodką woń jakichś perfum. Tuż po tym zapachu do środka władowała się ubrana jaskrawo tleniona blondynka w wieku nieokreślonym. Na jej szyi i ramionach wisiały trzy torebki, a za sobą ciągnęła jeszcze wielką fioletową walizkę. Pod pachą trzymała psa rasy york, albo podobnej, który miał na sobie kilka różowych wstążeczek spinających sierść w kitki, przez co wyglądał trochę jak włochaty ukwiał.
    Pies szczeknął jak nadepnięta gumowa kaczuszka, na co właścicielka odpowiedziała:
- Tak, już jesteśmy w naszym pociągu, Ciupciulinku. Tylko ta dzisiejsza młodzież zajęła nam tyle miejsca – rozglądała się przy tym po przedziale, jakby w fotelach nie siedzieli zdezorientowani licealiści, tylko worki z fasolą lub coś równie bezosobowego – Może ktoś nam pomoże włożyć walizkę na górę – wciąż mówiła do psa.
    Jimin westchnął, wstał i włożył jej walizkę na półkę. Kobieta pocałowała psa w nosek i powiedziała:
- Chociaż jeden się domyślił.
    I po powiedzeniu tego usiadła na wolnym miejscu obok Yoongi'ego i rozlała się na dobre dziesięć centymetrów na jego fotel, przez co został przesunięty w stronę Hoseok'a w dość niewygodnej pozycji.
- Zobacz, jak się rozpychają, Ciupciulinku. Może zaraz wysiądą – po powiedzeniu tego wyjęła z jednej z torebek kolorowe pismo, a z drugiej cukierek toffi. Piesek widząc to szczeknął, a blondyna włożyła mu do pyszczka cukierek. Pies glamał i glamał, a gdy skończył, znów szczeknął i sytuacja znów się powtórzyła.
- Czuję się jak bohater jakiegoś kiepskiego filmu psychologicznego – powiedział powoli Hoseok znad ekranu telefonu. Właścicielka Ciupciulinka i tak nie zwracała na nich uwagi.
    Yoongi posłał wszystkim zbolałe spojrzenie, które aż błagało, żeby coś z tym zrobili. Gdy piesek znowu szczeknął, Jung westchnął, odłożył telefon i rozwiązał trampek. Zdjął go i położył sobie na ramieniu, układając równo sznurówki. Przyjaciele patrzyli na niego z zaciekawieniem
- Już dobrze, Trampelinku – mruknął. - Nie będzie więcej deptania, nie będzie nacisku sześćdziesięciu kilogramów, nie będzie szorstkiego chodnika. Od teraz Trampelińcio będzie noszony na rękach i głaskany.
    Licealiści tłumili śmiech, za to blondyna zamarła z pudrowym cukierkiem w połowie drogi do ust. Patrzyła na Hoseoka szeroko otwartymi oczyma, a ten najspokojniej w świecie założył but na nogę i zawiązał.
- Pańcio kłamał! - tupnął kilka razy, aż zatrzęsła się podłoga, po czym jakby nigdy nic wrócił do grania na telefonie.
    I pies, i właścicielka gapili się na niego w osłupieniu. Pierwszy otrząsnął się york i szczeknął, co otrzeźwiło blondynę.
- To już szczyt wszystkiego! Idziemy sobie stąd, nie będziemy narażać Ciupciulinka na oglądanie takich manier! - prychnęła wkurzona, ściągnęła walizkę, wsadziła psa pod pachę i wyszła na korytarz, trzaskając drzwiami.
    Przyjaciele dopiero teraz wybuchnęli śmiechem.
- Hyung, jesteś genialny – wykrztusił Tae, ocierając łzy.
- Ktoś ją musiał nauczyć dobrych manier – Hoseok ze śmiechem wzruszył ramionami.
    Reszta drogi minęła spokojnie, a na miejsce dojechali po południu, więc zdziwili się, że było już prawie całkowicie ciemno.
- To pewnie przez pogodę – Yoongi wskazał palcem w niebo, gdzie kłębiły się grube, ciemne chmury.
- Początek obozu i taka pogoda. To nie wróży nic dobrego – mruknął Jungkook, gdy szli w stronę obozowiska.
- Oj nie bądź taki przesądny, Ciastek – Jimin objął go ramieniem i pocałował w policzek. - Zawsze będę przy tobie.
- Dzięki hyung – uśmiechnął się lekko, a Tae obserwował całą scenkę idąc nieco za przyjaciółmi. Wzdrygnął się, gdy coś złapało go za rękę.
- To tylko ja – szepnął mu do ucha Hoseok, a Kim mimowolnie wstrzymał oddech. - Też chciałbyś mieć kogoś, kto cię ochroni, hm? - nadal szeptał mu do ucha, a Taehyung tylko lekko skinął głową, domyślając się, co chce powiedzieć starszy. - Mógłbym ci to dać, co ty na to?
    Taehyung ponownie skinął głową, nie będąc w stanie zrobić nic innego, na co Hoseok uśmiechnął się i musnął wargami jego policzek. W tej właśnie chwili weszli na małą polankę z rozstawionymi już namiotami i sporym miejscem na ognisko.
- Dokończymy później – przygryzł płatek jego ucha i z szerokim uśmiechem przesunął się bardziej na przód grupy.
- Słuchajcie – opiekunka zaczęła swoją przemowę, stając na jednej z ławeczek otaczających ognisko – Jedynym waszym zajęciem na dzisiaj jest rozłożenie namiotów i rozpakowanie się, potem macie czas wolny do obiadokolacji. Kto ją robi, wylosujemy gdy się rozpakujecie. Cisza nocna dziś wyjątkowo o 23, choć pewnie i tak większość z was zaśnie wcześniej – uśmiechnęła się, na co grupa obozowiczów wymieniła porozumiewawcze uśmiechy. - Jutro pobudka o 8. Na razie tyle, w razie jakichś problemów czy pytań przychodźcie do namiotu opiekunów – zeszła z ławki i zajęła się rozmową z drugim opiekunem.
    Hoseok pociągnął Taehyung'a za rękę na wybrane przez siebie miejsce na namiot, daleko od środka obozu. Kim od razu zauważył, że najbliżej nich miejsce zajęli Jimin z Jungkook'iem. Westchnął, wyczuwając nieprzespane noce nie tylko z powodu Hoseoka. Schylił się, by podnieść materiał, jednak został przyparty do pobliskiego drzewa.
- Mówiłem, że dokończymy później – Jung szepnął w jego usta i nie czekając na odpowiedź wpił się w jego wargi.
    Taehyung od razu wyczuł, że starszy ma doświadczenie, ale i on nie był z tym w tyle. Wsunął palce we włosy starszego, a dłonie czarnowłosego zjechały na jego pośladki, ściskając je lekko i wywołując tym piękny jęk, na który Hoseok aż zadrżał. Ponowił czynność, wsuwając język do ust jasnowłosego, trącając ten jego swoim. Odsunęli się od siebie, gdy zabrakło im powietrza. Jung pomyślał, że chce widzieć taki obraz częściej – rozchylone, lekko podpuchnięte przez pocałunek wargi, zwichrzone jasne włosy, zamknięte oczy i drżące rzęsy, które od razu ucałował. Kim otworzył oczy dopiero, gdy unormował oddech.
- Jesteśmy popieprzeni, hyung – mruknął, chowając twarz w jego szyję.
- Czemu? - starszy nie mógł przestać się uśmiechać.
- Ktoś mógł nas widzieć – pisnął.
- Może i tak, ale raczej nikogo to w tej grupie nie zniesmaczyło – parsknął śmiechem, a młodszy mu zawtórował i odsunął się od niego, poprawiając sterczące kosmyki włosów.
- Chodź, trzeba w końcu rozłożyć ten namiot – teraz to Tae pociągnął go za rękę. - Potem może pójdziemy na spacer, ok? - spytał, zastanawiając się, od czego zacząć rozłożenie namiotu.
- Jasne. To trzeba wbić tam, a to nałożyć na to – poinstruował młodszego ze śmiechem.
- Wiem, hyung, wiem – wydął nieco policzki, nawet nie wiedząc, jak słodko w tym momencie wyglądał, na co Hoseok znowu się zaśmiał i pocałował go w policzek.

Rozdział I

     Tak jak pisałam, wstawiam pierwszy rozdział ;D Jest bardzo krótki, więc dzisiaj jeszcze dodam drugi, bo najprawdopodobniej jutro mi się nie uda wstawić :/
     No nic, enjoy! ^^


                                                                       ~*~

- Taeś no! Przez ciebie się spóźnimy! - jęknął Jimin, szarpiąc młodszego za ramię.
- Hyung... Zmęczony jestem – sapnął Taehyung, czując, że kołdra zsuwa mu się z głowy, więc przytrzymał ją dłońmi.
- To trzeba było nie oglądać do rana tego twojego durnego anime – przewrócił oczami, w ostateczności puszczając jego kołdrę.
     Reakcja była natychmiastowa – Taehyung odkrył swoją głowę, ciskając piorunami z oczu w starszego. Co jak co, ale nie pozwoli, by obrażano jego dzieci.
     Jimin wykonał coś pomiędzy prychnięciem a westchnieniem i schylił się, by podnieść swój wielki plecak i wojskowy worek.
- Jeśli chcesz, by ominął cię obóz, to leż tu dalej. Ja nie mam zamiaru go stracić – powiedział i wyszedł z pokoju.
     Taehyung poczekał, aż za starszym zamknął się drzwi, i dopiero wtedy usiadł na łóżku. Roztrzepał już i tak potargane jasne włosy i głośno ziewnął. Zerknął na zegarek, uświadamiając sobie z przerażeniem, że jeśli się nie pośpieszy, obóz, na który czekał od kilku miesięcy, ucieknie mu sprzed nosa. Wyskoczył z łóżka i w ekspresowym tempie wpadł do łazienki. Spojrzał w lustro i jęknął cicho. Pod oczami miał worki, a kosmyki przydługich włosów albo przylepione do twarzy, albo sterczące na wszystkie strony. Ogólnie, obraz rozpaczy. Powinienem chyba skrócić swoje nocne maratony – pomyślał ze smutkiem. Wziął szybki prysznic, ogarnął się, zabrał z pokoju bagaże i zszedł po schodach, gdzie starszy już jadł śniadanie.
- Myślałem, że będę musiał siłą ściągać cię z łóżka – prychnął, nakładając jasnowłosemu porcję. - Twoja matka już wyszła – wytłumaczył, widząc zdziwione spojrzenie Tae.
- Mogłem się domyślić. Ty to nawet pizzy odgrzać nie umiesz – wystawił mu język, zabierając się za jedzenie.
- Ej, nie pozwalaj sobie za dużo – zmrużył oczy, celując w niego widelcem. - Faceci nie gotują, chyba że hobbystycznie.
- Ale tego od nich wymagasz – przewrócił oczami.
- To już inna sprawa – parsknął śmiechem.
- Czyli, że jestem babą? - zmrużył oczy.
- Przecież mówię, że to inna sprawa – wyszczerzył się. - Chociaż przyznam, że chciałbym cię zobaczyć w sukience i na obcasach. Koniecznie czerwonych – ponownie wybuchnął śmiechem, uchylając się w momencie, w którym młodszy postanowił rzucić w niego kawałkiem pomidora.
- Te swoje chore fetysze to mów przy swoim chłopaku, nie przy mnie – zaśmiał się, wstając od stołu. - A właśnie, gdzie on jest? Chciałbym go w końcu poznać – spytał, zakładając buty.
- Czyżbyś był zazdrosny? - brązowowłosy poruszył zabawnie brwiami.
- Nie, po prostu jestem ciekaw, kto jest człowiekiem, który z tobą wytrzymał – roześmiał się, wychodząc z domu i zamykając drzwi, a klucze jak zwykle zostawił pod wycieraczką.
- Kotek pojechał z rodzicami, bądź cierpliwy – uśmiechnął się rozmarzony, wsiadając do samochodu i odpalił silnik. Tae od razu domyślił się, co oznacza ten uśmiech.
- Błagam cię, nie mów, że wymyśliłeś nowe pozycje do robienia tego na łonie natury – niewinny uśmieszek Park'a tylko utwierdził go w tym przekonaniu. Klepnął się dłonią w czoło – Serio? Ehh... Jeśli jakimś nieszczęśliwym fartem trafię na namiot obok was i nie dacie mi spać, obiecuję, że przyjdę do was i zamorduję. I nie, nie będzie trójkąta – dodał, widząc kolejny uśmiech.
- Już nie przesadzaj – roześmiał się starszy. - Jest słodki i na pewno go polubisz.
     Taehyung oparł się czołem o szybę i westchnął z uśmiechem. Tak, to będzie ciekawy miesiąc

Prolog

     Łał, ale długo mnie tu nie było :O Kilka tygodni ;-; No ale już jestem z tym... czymś xD (pisałam to i pierwszy rozdział wczoraj podczas oglądania Iron Man'a 3, więc może być trochę dziwne xD) Na razie to tylko prolog, pierwszy rozdział dodam pewnie dzisiaj wieczorem. Nie mam na razie pojęcia, jaki dać tytuł, więc zostawię po prostu ,,Prolog" ;D I ostrzegam: cały rozdziałowiec będzie miał motyw yaoi, choć teraz tego wcale nie widać xD
     Enjoy!

                                                         
                                            
                                                                        ~*~

                                                            *kilkaset lat temu*

    Miasteczko Kamienny Potok od wieków się nie zmieniało. Do tego małego, cichego, odludnionego miejsca rzadko ktoś przyjeżdżał. Na wzgórzu, otoczony niskim laskiem, stał opuszczony dwór, ponure świadectwo ekscentryczności miasteczka. Nikt nie pamiętał, kiedy ktoś mieszkał w jego niegościnnych murach. Za brudnymi oknami kryła się jedynie ciemność.
    Pewnego dnia coś się jednak w miasteczku zmieniło – dwór przestał być pusty. Zamieszkiwało w nim dziwne małżeństwo. Nikt ich nigdy nie widział, a i oni nigdy się nie pokazywali. Nie wiadomo też było, kiedy się wprowadzili. Jedynym znakiem, który wskazywał na to, że dwór jest zamieszkany, był ledwo widoczny punkcik światła, widoczny cały czas w jednym z brudnych okien.
    Po paru tygodniach, małżeństwo postanowiło wyprawić przyjęcie z niewiadomej okazji. Miało to być największe przyjęcie, jakiego miasteczko nigdy jeszcze nie widziało. Zostali na nie zaproszeni wszyscy mieszkańcy.
    Wieczorem niebo zakryły grube ciemne chmury i spadł ulewny deszcz. Goście nie widzieli drogi do dworu, tylko błyskawice rozświetlały ciemności.
    Drzwi z przeraźliwym skrzypnięciem otworzyły się same, a pchani jakąś dziwną siłą goście, bez słowa sprzeciwu przekroczyli próg domu. Drzwi, jak poprzednio, zamknęły się bez niczyjej pomy, a w całej posiadłości rozległ się śmiech. Donośny i przerażający – zwiastun bliskiej śmierci.
    Wraz ze śmiechem zgasło jedyne światełko posiadłości.
        
   
                                                                         ~*~

    

wtorek, 3 listopada 2015

JiKook 18+ (BTS)

    Woow... Dwa scenariusze w jeden dzień :O Brawa dla mnie xD *clap clap*
    Kolejny ostry JiKook, pisany z koleżanką :D I tu znowu muszę ostrzec: dużo przekleństw, jedno zdanie ściągnięte z bloga Reiczel Hello Hyung ^^ (swoją drogą, baardzo polecam *-*), różne ,,zabawki", zajebistość Park Jimin'a i noo... Seksy, seksy i jeszcze raz seksy xD




    Środek nocy, a ja nie mogę spokojnie spać. Dlaczego? Iż gdyż ponieważ pewien osobnik, znany szerzej jako Jeon Jungkook, leżący obok mnie bezkarnie atakuje to ręką, to kolanem, moje cenne jajeczka, które już zdążyły się podniecić. Nosz kurwa, będę musiał sobie zwalić jak ostatni zjeb. Ooo, albo nie. Mam lepszy pomysł. Może po prostu przypierdolę mu z całej siły w ten pusty łeb? Niee... Co jak co, ale do poziomu wredoty Hoseoka nie będę się zniżał. No bo, do cholery, jak można mieć w pokoju tyle pornoli i własnemu koledze nie pożyczyć? A wracając do tego cholernie seksownego zjeba, to dla jasności, znowu, ZNOWU, kurwa, otarł się o moje krocze. Czułem, że dłużej nie wytrzymam. Nie zważając na okoliczności, ani na to, że Jin znowu sprowadza sobie dziwki po 50-tce, wypadłem z pokoju i wleciałem do kibla, załatwiając swój biznes.

                                                                            ~* ~

    
    Z racji tego, iż nie chciałem powtarzać tej jakże popieprzonej sytuacji, nie wróciłem do pokoju, tylko pierdolnąłem się na kanapę w salonie. To się Ciasteczko rano troszku zdziwi... 
    Przecierając dłonią moją senną, jakże i cenną twarz, ruszyłem w stronę kuchni. Uuu... Jin chyba już wstał. Mogę znowu liczyć na kawusię. Wchodząc do kuchni prawie zawału dostałem. Przy blacie stała jakaś stara... Nie, sorry, BARDZO STARA babcia w samych stringach i jakby na nią za małej (?) koszulce najstarszego, szepcząca mu coś do ucha. Nie trudno było się domyślić, co mu tam mówiła, gdyż twarz visuala próbowała się kolorem upodobnić do dojrzałych pomidorów, które właśnie kroił. Nie wiem, czy te jego babcie były spowodowane jakimś pojebanym fetyszem, czy po prostu wrodzonym debilizmem. Obok tej jakże uroczej scenki stał zdezorientowany Kookiś w samych bokserkach. Gdy Ciacho mnie zobaczyło, odwróciło się do mnie tyłem, robiąc sobie kanapki i całkowicie mnie ignorując. Obraziła się moja szmatka... No nic, trzeba będzie mu to jakoś wynagrodzić. Mój wzrok mimowolnie zjechał na jego słodką dupcię, ukrytą, nie wiadomo z jakiego powodu, pod cienkim materiałem bokserek z ognisto-czerwoną gumką. Przygryzłem wargę. Normalnie bym rżnął tu i teraz... Niechętnie odwróciłem wzrok, który od razu spoczął na wielkim siedzeniu naszego nowego ,,gościa”. A tą? Nawet bym nie ruszył, sorry... I to nie chodziło tylko o to, że jestem gejem. Takie pomarszczone to mnie nie kręcą. Choociaż... Nie, jednak nie. Ale z bólem dupci muszę przyznać, że Księżniczka troszku, ale wierzcie mi, naprawdę mało, gustu ma, bo zadbana to ona była, nie powiem. Kończąc moje przemyślenia podszedłem do Ciastka od tyłu, łapiąc go w pasie jedną ręką, a drugą mocno ściskając jego przyrodzenie, na co aż pisnął. Słodka parka udawała, że nic ją to nie obchodzi, chociaż to jednak dobrze, bo gdyby visual był teraz sam, od razu zacząłby się na mnie wydzierać, twierdząc, że deprawuję maknae. Kurwa, jak mam niby to robić, skoro nawet nie wiem co to znaczy? Gryząc szyję Ciasteczka, w takiej samej pozycji, zacząłem iść z nim w stronę naszego pokoju. Nawet nie protestował... Grzeczny chłopczyk. Wchodząc do pokoju, zamknąłem drzwi na klucz. Nie chciałem powtórki sprzed tygodnia, gdy Suga wpierdolił się w najmniej odpowiednim momencie. Rzuciłem go na łóżko, by po chwili nad nim zawisnąć. Kookie~ Czemu jesteś taki idealny? Moja dłoń zaczęła podążać w kierunku jego męskości. Nadal patrzyłem na jego, niby dorosłą, ale nadal dziecinną twarzyczkę, z premedytacją nie chcąc go pocałować. Gdy moje palce już miały się zacisnąć na jego członku, poczułem uścisk na moim nadgarstku. Posłałem Jungkook'owi pytające spojrzenie. Ten tylko się zarumienił, spuszczając wzrok. Ołł... Coś czuję, że dzisiejszy PORANNY seks będzie ciekawszy. 
- Kookiś, co się stało? - zapytałem, nadal patrząc się w te jego cholerne oczka. Podniósł na mnie wzrok. No w końcu, chłopie.
- N-no bo... Hyung... – i tu się zaciął, znowu się rumieniąc. No kurde, taki odważny, a jak mu co sprośnego do głowy wpadnie, to się jąka i rumieni jak Taehyung, gdy mu Suga loda proponuje. Wracając, mój maluszek kontynuował swoją wypowiedź, wyzywająco patrząc mi w oczy. No! Stare Ciasteczko wróciło! - Mógłbym cię teraz ja pieprzyć? - nadal uparcie wpatrywał się w moje paczadła, jakby szukając w nich odpowiedzi. No nie powiem... Mały szok to ja w tamtym momencie przeżyłem. No, ale skoro chce. W końcu osiemnastkę skończył (swoją drogą, nieźle na niej popił...), więc mogę mu pozwolić. Jestem ChimChim wspaniały. Okażę ci łaskę, więc zrób mi laskę. 
    Kiwnąłem twierdząco głową, na co moja szmatka przewróciła nas tak, że teraz ja byłem pod nim, siadając okrakiem na moich biodrach. Nachylił się nade mną tak, że nasze usta dzieliło teraz ledwie kilka milimetrów. Przez dłuższy czas nic nie robił, tylko wpatrywał się we mnie, lekko poruszając się na moim kroczu, tylko potęgując nasze ukryte za bokserkami erekcje. A to wredna menda! Jeszcze się za to zemszczę. Podniosłem głowę, sam wpijając się w jego słodziutkie usteczka. Ten nagle oderwał się ode mnie, uciekając z pokoju. Dobra... To było dziwne... Podniosłem się na łokciach i wpatrzyłem w drzwi. Usłyszałem tylko, jak Ciastek komuś dziękuje. No tak... J-Hope... Kookiś po chwili wparował do pokoju z małą, czerwoną walizeczką. No cóż... Chyba to ja będę musiał się z nim troszeczkę pobawić. 
- Masz zamiar tego wszystkiego dzisiaj użyć? - spytałem, wlepiając wzrok w przedmiot. Ten, lekko zmieszany, kiwnął głową. No nie powiem... Zapowiadało się nieźle, ale ChimChim wielki woli ruchać, niż być ruchanym. Zwłaszcza, jeśli chodzi o Ciastka i takie zabawy. 
- Z wielką przykrością – wstałem z łóżka, idąc w jego stronę – chcę cię poinformować, że dzisiaj to mój pyton zrucha twoją słodką dupcię. 
    Niemal od razu wylądował pode mną. Złapałem jego nadgarstki jedną ręką, drugą sięgając do rzuconych poprzedniego dnia spodni, leżących obok łóżka. Kookie szarpnął się wkurzony, gdy zamieniłem rękę na pasek i zaczepiłem go o pręt łóżka. Nie krzyczał, bo wiedział z doświadczenia, że i tak go nie wypuszczę. 
- Wiedziałem, że tak będzie – prychnął, po czym westchnął cicho.
- Kookie, to tak tylko dzisiaj. Następnym razem możesz być na górze. Obiecuję – musnąłem jego wargi i sięgnąłem do rzuconej na podłogę walizeczki. Następny raz po dzisiejszym dniu może być baardzo odległy.                 
    Z lekkim uśmieszkiem otworzyłem teczkę. Gwizdnąłem cicho. W wyściełanym czerwonym materiałem wnętrzu mieściło się pełno zabaweczek. Wszystko było powsadzane w schludne przegródki, porozdzielane miejscami na nazwy. Kookie wykręcał głowę, chcąc coś dojrzeć, co tylko przekonało mnie w tym, że nie miał pojęcia, co się tu znajduje. Skąd ten debil Hoseok to wytrzasnął? Zatarłem ręce i wyjąłem z jednej z przegródek dosyć sporą czerwoną piłeczkę na czarnym pasku. 
- Otwórz grzecznie buźkę – mruknąłem ze złośliwym uśmieszkiem. 
    Jungkook poruszył się niespokojnie. 
- A mógłbym dostać ostatniego buziaka? - spytał, lekko się rumieniąc. 
    Pocałowałem go krótko, niemal od razu wpychając mu do ust piłeczkę. Zacisnąłem pasek z tyłu jego głowy niemal do końca, na co Ciastek stęknął cicho. Kookie zezował w stronę swoich ust, chcąc dojrzeć knebel. Przygryzłem wargę. Wyglądał niesamowicie seksownie. Jeszcze bardziej niż zwykle. Powróciłem do walizeczki i wyjąłem z niej parę kajdanek. Z różowym futerkiem. Zachichotałem cicho, szybko zmieniając je miejscami z paskiem. Ścisnąłem je dosyć mocno, na co Kookie pewnie by sapnął, gdyby mógł. Zerknąłem w stronę cudownej walizeczki. Wyjąłem z niej cock ring i spory wibrator, jednak dużo mniejszy od mojego Chim Chimka. Gdy tylko Ciastek na to spojrzał, jęknął, co zagłuszyła piłeczka, i podciągnął nogi do piersi. Siłą mu je wyprostowałem i zdjąłem z niego bokserki. Siadłem na jego nogach i zacząłem pompować jego penisa. Gdy stanął, założyłem mu pierścień. Oczywiście miał wibracje, których na razie nie włączyłem. Rozchyliłem jego uda, a Jungkook z cichymi jękami próbował je zacisnąć, co oczywiście mu się nie udało. Gdy zerknąłem na nazwę wibratora, uniosłem brew. Skąd J-Hope ma samoczynnie nawilżane zabawki? Nie zaprzątałem sobie tym jednak głowy, bo to tylko dla Ciastka lepiej. Bez przygotowania wsunąłem przedmiot w tą cholernie słodką dziurkę. Kookie krzyknął zduszonym głosem. Włączyłem wibrację na pierścieniu i wibratorze, wpychając go coraz głębiej i obracając nim, aż uderzył w jego prostatę, co poznałem po krzyku Ciastka. Zacząłem mój jakże brutalny zwyczaj gryzienia Ciasteczka gdzie popadnie. Kookie ledwo oddychał przez nos, bo innego wyjścia nie miał, cały czas jęczał, a gdy do tego doszły moje zęby... Achh! Już się podnieciłem, ale postanowiłem, że wytrzymam jeszcze kilka... naście minut. Najpierw chciałem się nim... ekhm... Z nim pobawić. No cóż, lubię być brutalny, a Ciastek, niestety masochistą tak do końca nie jest. Co innego Taehyung. Wiem, bo gdy on i Suga się pieprzą, reszta musi wychodzić z dormu, bo wytrzymać się nie da, a młodszy po wszystkim ledwo chodzi przez najbliższy tydzień. Wracając do Ciastka... Schodziłem z tym gryzieniem coraz niżej, aż zacisnąłem zęby na nabrzmiałym sutku. Z jego oczu wyleciało kilka łez. Coś czuję, że gdyby mógł mówić, od razu zacząłby się na mnie wydzierać. Odsunąłem się od niego na chwilę, podkręcając wibracje na wibratorze i pierścieniu do maksimum. Kookie wrzasnął i wygiął plecy w łuk, mając swój pierwszy suchy orgazm. Nie miałem zamiaru jednak przestawać. Z zapomnianej walizeczki wyciągnąłem srebrne klamerki. Oceniłem wzrokiem ciało Ciastka, które co rusz przechodziły dreszcze. Oczy miał zamknięte, spod nich wypływały strumienie łez, a mokre kosmyki czarnych włosów poprzylepiały mu się do czoła. Wyglądał, jakby miał gorączkę. Ze skroni spływały mu kropelki potu, tylko dodając mu seksapilu. Ledwo wciągał powietrze, miałem wrażenie, że jeszcze chwila, a się udusi, jednak jestem z lekka egoistą, a w zakneblowanych ustach co chwila zatrzymywały się cudowne jęki, jeszcze bardziej podniecające niż te, które zazwyczaj słyszałem. Szarpał co chwilę kajdankami, jednak oczywiście bez skutków. Całą szyję i klatkę piersiową miał w malinkach i ugryzieniach, jednak dla mnie to nadal było za mało. Schyliłem się, by zacisnąć klamerki na zaróżowionych sutkach Ciastka, na co powiercił się, jęcząc. Gdy Kookiś miał swój... Hmm... Nie liczyłem. W każdym razie, gdy Kookie miał swój któryś-tam suchy orgazm, wyciągnąłem z niego wibrator i wyłączyłem wibracje na pierścieniu, dając mu chwilę, ale to naprawdę chwilę, na odpoczynek. Gdy tylko ściągnąłem bokserki, od razu wsunąłem się w niego aż po jądra. Ciastek krzyknął zduszonym głosem. Znałem jego ciało tak dobrze, że niemal od razu trafiłem w ten słodki punkt. Nie ściągnąłem mu pierścienia, ani nie włączyłem w nim wibracji, swoją drogą, sam nie wiem czemu. Kolejne pchnięcie, tym razem jeszcze mocniejsze i lepiej wymierzone. Ciasteczko wygięło plecy w łuk, mając kolejny suchy orgazm. Zacisnął się na moim penisie, co odebrałem z cichym jękiem. Nie chciałem jeszcze kończyć. Znowu przeniosłem się do jego gorącej szyi. Zacząłem lizać i podgryzać słodką skórę. Po jeszcze kilku uderzeniach i kolejnych ekstazach Ciastka doszedłem z głośnym jękiem, wylewając się w nim obficie. Powoli z niego wyszedłem, opadając obok i dysząc ciężko. Sięgnąłem do jego knebla, odpinając pasek i wyjmując z jego ust zaślinioną piłeczkę, na co od razu przełknął ślinę i zaczął głęboko i spazmatycznie oddychać. Na razie się nie wydzierał, co odebrałem jako ciszę przed burzą. Zdjąłem klamerki z jego sutków i ściągnąłem mu pierścień. Wolałem nie ryzykować zdejmowaniem kajdanków. Mogłoby dojść do rękoczynów, a wierzcie mi, Jungkook jest dość silny. Położyłem się na nim, przejeżdżając palcem po jego dobrze wyćwiczonym absie. Otworzył oczy dopiero, gdy uspokoił oddech. Spojrzał na mnie, na co przełknąłem ślinę. 
- Hyung... Rozkujesz mnie? 
    Posłusznie rozpiąłem kajdanki, nie chcąc jeszcze bardziej mu podpaść. Kookie rozmasował nadgarstki, na których miał czerwone wyżłobienia, jednak nadal się na mnie nie rzucił, tylko zaczął się bezwstydnie przede mną masturbować. Niemal pożerałem go wzrokiem. Gdy doszedł, wypuszczając sporą ilość nasienia, ze sporym grymasem popchnął mnie na łóżko, położył się na mnie i zaczął całować moją szyję. Aż wstrzymałem oddech. Spodziewałem się wybuchu gniewu, a ten tak po prostu zaczął się miziać, jakbym właśnie nie potraktował go jak dziwkę. Jakby to był kolejny zwykły seks. 
    Ciastek chyba wyczuł moje zdezorientowanie, bo, mimo bólu, zamruczał cicho. 
- Co jest, hyung? - spytał, pocierając nosem moją szyję. 
- Tak zwyczajnie przyjąłeś takie zabawy? - zapytałem, delikatnie masując jego jędrne pośladki. - Przerżnąłem cię jak dziwkę, a ty nic. 
- Gadałem wczoraj z Hoseokiem – zaczął swoje wyjaśnienia, chichocząc cicho – i powiedział mi, że wątpi, żebyś pozwolił mi być na górze. Odpowiedziałem, że może mieć rację, a on obiecał, że na następny raz kupi dla mnie coś jeszcze lepszego – zamruczał, na co wstrzymałem oddech. Już wiedziałem, do czego zmierza. - A że następnym razem to ja będę cię pieprzyć, co sam mi obiecałeś, będę mógł się odegrać - dokończył ze słodkim uśmiechem.
    Przełknąłem ślinę. Chyba muszę sobie kupić jakąś dobrą maść na ból dupy.

Zico (Block B)

    Hejuu ^^ Wracam do was z halloweenowym (wiem, wiem, spóźniłam się xD) scenariuszem :D Uprzedzam już na starcie, że jest trochę drastyczny i dla osób o mocnych nerwach (to jakim cudem go napisałam? xD). To mój pierwszy (i raczej nie ostatni) horror, więc napiszcie, czy mi wyszedł ;D
    Smutno mi trochę, że tak mało komentarzy (czyli prawie wcale ;;), a tyle wyświetleń :( Nawet nie wiecie, jak zwykły komentarz, nawet z jednym słowem, motywuje do pisania ^^ A jak ktoś napisze, co mu się w scenariuszu podoba, a co mogłabym zmienić, to już w ogóle niebo a ziemia :D Można pisać komentarze z anonima, więc to chyba żaden problem ;D
   Aish... Ględzę jak nauczycielka tuż przed emeryturą :x Nah... Czytajta xD
   (Od razu przepraszam za te przerwy między akapitami ;; Blogger mnie chyba nie lubi </3)





- Jest coś? - spytałaś przeglądając dokumenty w teczkach.

- Aniyo. Od dwóch tygodni wszędzie cisza – Jiho przeglądał internet i znudzony podpierał ręką brodę. – Jak tak dalej pójdzie, to pomyślę, że na całym świecie jest pokój.

    Westchnęłaś i dopiłaś resztę herbaty. Ty i Woo Jiho, lub też Zico, byliście prywatnymi detektywami i mimo to, że obydwoje mieliście po 22 lata, to potrafiliście rozwiązać każdą sprawę, więc pieniędzy nie brakowało ani Tobie, ani jemu. Znaliście się od dzieciństwa i też od dzieciństwa coś ciągnęło was do pracy detektywów. Gdy mieliście po 8 lat, przeprowadziliście wasze pierwsze (udane, trzeba dodać) śledztwo – pomogliście wyśledzić złodzieja, który okradał miłą, starszą sąsiadkę. Dzięki temu, mieliście zagwarantowane dostawy pysznych domowych wypieków od tej pani. Ty miałaś zdolność logicznego myślenia i przy każdej sytuacji potrafiłaś zachować spokój, a Zico był energiczny i rwał się do każdej sprawy. Idealnie się więc dopełnialiście.

    W chwili, gdy Jiho po raz kolejny (nawet nie chciało Ci się liczyć ile razy już to zrobił) wzdychał ze znudzenia, zadzwonił telefon. Odebrałaś, a chłopak wpatrzył się w komórkę z błyskiem w oku.

- Tu biuro detektywistyczne. Słucham?

- Pomocy... ulica ____... szybko... - usłyszałaś krzyk, a później rozległ się dźwięk, jakby ktoś przesuwał nożem po szkle, po czym ten ktoś wolno zaczął oddychać do słuchawki. Poczułaś dreszcze, choć byłaś już wiele razy w gorszych tarapatach.

     Spojrzałaś na Jiho. Wszystko słyszał, bo był włączony głośnomówiący.

- Szybko! Jedziemy! Wreszcie coś się dzieje! - zeskoczył z fotela, prawie zrzucając laptopa.
     Pokręciłaś rozbawiona głową.

     Ulica mieściła się 15 kilometrów za Seulem. Szybko wpisaliście dane do GPS-a, zapakowałaś do torebki potrzebne rzeczy, w tym swój nieodłączny notes i wsiedliście w samochód. Na każdym czerwonym świetle Zico prychał z pogardą i bębnił palcami w kierownicę. W końcu dojechaliście. Ulica była szara i ponura, w dodatku spowita mgłą. Na niej znajdował się zakład psychiatryczny Mnemosyne, który pod każdym względem pasował do otoczenia. Wysiedliście z samochodu i prawie od razu z głównych drzwi zakładu wyszła starsza Koreanka.

- Nazywam się Shin HyeSun i jestem dyrektorką tego zakładu. Co was tu sprowadza?

- Ja jestem ____ ____ - pokazałaś wizytówkę – a to jest Woo Jiho. Prowadzimy prywatne biuro detektywistyczne i dostaliśmy telefon od mężczyzny, proszącego o przyjazd na tą ulicę – wyjaśniłaś.

- To niemożliwe – dyrektorka pokręciła gwałtownie głową – To...

     Krzyknęłaś, przerywając jej i wskazałaś na okno drugiego piętra, z którego właśnie wypadał jakiś mężczyzna. Nim ktokolwiek zdołał wykonać jakikolwiek ruch, mężczyzna głucho uderzył w ziemię. Razem z Zico podbiegliście do człowieka, a Ty sprawdziłaś mu puls. Wypuściłaś głośno powietrze i pokręciłaś głową. Dopiero teraz dobiegła do was Koreanka.

- To Jung DongKyo! - zasłoniła sobie usta dłonią i gwałtownie zbladła.

- Znała go pani? - spytałaś. Pokiwała głową – Nie żyje

- Dobrze, że się tu znaleźliście, nawet jeśli tylko przypadkiem. To jeden z pracowników. Tak właściwie był sprzątaczem, ale na jedno wychodzi... Zróbcie dochodzenie. Ja muszę zadzwonić do jego rodziny – szybkim krokiem doszła do głównych drzwi.

- Sprawdź jego kieszenie, może w nich być coś, co pomoże w śledztwie, a ja pójdę się rozejrzeć – powiedziałaś do Jiho. Pokiwał głową i zaczął przetrząsać kieszenie mężczyzny. Chyba nawet się cieszył, że coś w końcu się dzieje.

     Zachowując wszelkie środki ostrożności poszłaś obejść zakład dookoła, cały czas trzymając rękę tak, abyś szybko mogła złapać za pistolet ze strzałkami, który zawsze miałaś przy sobie. Gdy byłaś w połowie bocznej ściany, zauważyłaś, że coś leży na ziemi. Schyliłaś się, by to obejrzeć. Okazało się, że to telefon, niestety kompletnie rozwalony, co stwierdziłaś po przebitym ekranie. Założyłaś swoje nieodłączne lateksowe rękawiczki, by nie zostawić śladów palców i włożyłaś telefon do zasuwanego woreczka, który następnie schowałaś do kieszeni. Ruszyłaś dalej. Za budynkiem, pod tylną ścianą, stała spora skrzynia. Podeszłaś do niej. Okazała się nie skrzynią, tylko wejściem do piwniczki. Pociągnęłaś za uchwyt i nie zdziwiłaś się, gdy się nie otworzyła. Pod uchwytem mieściła się spora dziurka na klucz. Za Tobą stał garaż, również zamknięty. Po chwili zaczęła otaczać Cię mgła i usłyszałaś stłumione jęki, jakby z wnętrza piwniczki. Wzdrygnęłaś się, a gdy nic już nie usłyszałaś, pomyślałaś, że Ci się przesłyszało. Szybkim krokiem wróciłaś przed Mnemosyne. Gdy nie zauważyłaś Zico, weszłaś do środka. Chłopak rozmawiał z pielęgniarką. Wnętrze wyglądało tak, jak powinien wyglądać zakład psychiatryczny – szaro i nieciekawie. Jiho zauważył Cię i podszedł do Ciebie.

- Znalazłem to w jego kieszeniach – pokazał Ci woreczek z paroma kartkami i portfelem. – Przepytałem parę pielęgniarek. Jedna z nich powiedziała mi, że pan DongKyo wypadł z okna w korytarzu, w którym znajdowały się cztery pokoje. Jeden z nich był gabinetem dyrektorki, a reszta pokojami pacjentów. Co ważniejsze, wyglądał na przerażonego, był cały blady i wybierał numer na komórce. Jeszcze inna powiedziała, że kilka minut przed tym, jak wypadł, wracał zza zakładu. Ciało na razie przykryłem.

- Też coś znalazłam – wtrąciłaś. – Za zakładem jest jakaś piwniczka. Nic innego tam nie ma, oprócz garażu, więc pewnie zobaczył coś w środku. Znalazłam też rozwalony telefon - podałaś mu woreczek, który schował do kieszeni. - Zajmiemy się tym później. Na razie chodźmy na miejsce zbrodni – złapałaś chłopaka za rękę i ruszyłaś z nim na drugie piętro.

     Szybko znalazłaś korytarz z gabinetem dyrektorki.

- Wydaje mi się, że to właśnie pan DongKyo do nas dzwonił – powiedziałaś, rozglądając się po korytarzu.

- Na to, to i ja wpadłem – westchnął Zico, dogłębnie badając zbitą szybę w oknie.

- Co to? - schyliłaś się.

     Pod ścianą ze zbitym oknem leżała malutka laleczka voodoo. Ilość wbitych w nią igieł była niesamowita. Lalka wyglądała przez to jak mały jeż. Założyłaś lateksowe rękawiczki i włożyłaś laleczkę do drugiego woreczka.

- Schowaj to. Masz większe kieszenie – wepchnęłaś worek w rękę chłopaka i ruszyłaś w stronę gabinetu dyrektorki.

- Gdzie idziesz? - spytał, wsadzając woreczek do kieszeni.

- Poprosić panią HyeSun o klucz do salki woźnego – odparłaś. – Każdy woźny klucze zawsze nosi przy sobie, więc pewnie ten, kto go zabił, zabrał mu je. Ale powinien mieć zapasowe – otworzyłaś drzwi i poprosiłaś dyrektorkę o klucz. Dała Ci go bez zbędnych pytań.

     Zapytałaś jeszcze, gdzie jest sala woźnego i razem z Zico ruszyłaś na parter. Po chwili staliście przed drzwiami, niczym nie różniącymi się od innych. Włożyłaś klucz do dziurki i otworzyłaś drzwi. Wśród standardowych przedmiotów woźnego, na ścianie wisiał haczyk z wielkim pękiem kluczy. Ważył dość sporo.

- Zadzwoń po policję, żeby zabrali ciało, a ja pójdę sprawdzić co jest w piwniczce – powiedziałaś i ruszyłaś do drzwi głównych, podzwaniając kluczami.

- Nie puszczę Cię samej! - oburzył się.

- Zico, wychodziłam z gorszych opresji – zatrzymałaś się, przez co chłopak prawie na Ciebie wpadł.

- Ehh... Dobra. Ale gdy tylko zadzwonię, od razu do Ciebie pobiegnę – powiedział. Pokręciłaś rozbawiona głową. – Ale najpierw chcę zrobić coś, co od dawna chodziło mi po głowie – dodał i pocałował Cię. Długo i namiętnie. Byliście jeszcze za zakrętem korytarza, więc nikt was nie widział. Chłopak odsunął się od Ciebie po dłuższej chwili i z uśmiechem ruszył do recepcji.

     Stałaś zaskoczona jeszcze chwilę, dotykając palcami ust. Wreszcie oderwałaś się od podłogi i wyszłaś przed zakład. Skręciłaś za zakręt i po chwili stałaś nad piwniczką. Już miałaś wkładać w dziurkę odpowiedni kluczyk, gdy nagle twarz przysłoniła Ci dziwnie pachnąca szmata. Zdołałaś jeszcze rzucić klucze w bok tak, aby napastnik nie zauważył i straciłaś przytomność.

     Obudziłaś się przykuta do ściany. Rozejrzałaś się i głośno jęknęłaś. Znajdowałaś się w miejscu, które bardzo przypominało średniowieczny loch. Ale nie to było najgorsze. Przed Tobą leżały 4 ciała. Widać było, że są po okropnych torturach. Nie miały niektórych palców, miały nacięcia różnej głębokości i były całe we krwi. Nie krzyczały, pewnie dlatego, że po prostu nie miały już sił, ale trzęsły się w konwulsjach. Za nimi znajdował się wielki, zakrwawiony kredens ze słojami pełnymi krwi i upchniętymi do nich wnętrznościami. Leżało na nim też dosyć sporo laleczek voodoo. Dookoła walało się pełno wnętrzności, a z sufitu zwieszały się martwe ciała. Cała podłoga i ściany uwalane były w świeżej i zaschniętej krwi. Śmierdziało niesamowicie. Po chwili z drzwi obok Ciebie wyszedł mężczyzna po 30-stce. Niósł w rękach piłę mechaniczną.

- Obudziłaś się w samą porę – uśmiechnął się psychopatycznie.

- Kim Ty w ogóle jesteś? - spytałaś, starając się zachować spokój, co nieźle Ci wychodziło.

- Aaa, no tak, nie przedstawiłem się – wykonał skomplikowany ukłon, polegający na przetarciu wyimaginowanej posadzki wyimaginowanym piórem wyimaginowanego kapelusza (jak ktoś to przeczytał bez zająknięcia, jest moim mistrzem xD). Przewróciłaś oczami. – Jestem Lee JaeKyung. Do usług – zarechotał.

- Na co się obudziłam? - spytałaś przerażona, bo zaczął przymierzać piłę do szyi jednego z ludzi.

- Czekałem na rozpoczęcie specjalnie na Ciebie. Moim celem będzie...  - zawiesił się dla lepszego efektu. Przełknęłaś głośno ślinę, bo już wiedziałaś, do czego zmierza. -  Dekapitacja! Tak, dobrze usłyszałaś. Pozbawię ich głów – włączył piłę i zaczął ciąć im szyję powoli, zaczynając od karku i uśmiechał się, słysząc wrzaski ludzi. Powoli odczepiał od siebie kręgi kręgosłupa, a gdy dochodził do tętnicy szyjnej, ciął jak najszybciej.

     Po ścianach tryskała krew, a w całym pomieszczeniu unosił się krzyk niewyobrażalnego cierpienia. W końcu skończył i podszedł do Ciebie, wycierając piłę i kopiąc zakrwawione głowy.

- Ojejku, ale nabrudziłem. Ale warto było. No, kochana, jak Ci się podobało? Na początku miały być tylko te... - spojrzał na ciała pozbawione głów - osoby, ale trochę zmieniłem moje plany, bo wtargnęłaś na mój teren. Ale w sumie, im więcej osób, tym weselej, nie? - zaśmiał się psychodelicznie.

     Zaczęłaś się szarpać, ale nie mogłaś zerwać metalowych kajdan, założonych na Twoje ręce i nogi. Nie krzyczałaś, bo wiedziałaś, że to sprawiałoby mu to jeszcze większą przyjemność.

- Nie szarp się. I tak nie uciekniesz. Pewnie się zastanawiasz, po co to robię? Tak po prostu. Sprawia mi to przyjemność – wzruszył ramionami i wziął do ręki martwe serce leżące na betonowej, zakrwawionej podłodze, podrzucał je przez chwilę w dłoni, po czym odrzucił pod ścianę i z wielkim uśmiechem zaczął oglądać zakrwawioną dłoń. – Mam dziwny pociąg do rzezi. Chciałbym Cię pociąć i zmielić, zrobić konfetti z jelit, wyciąć uśmiech na Twojej pięknej twarzyczce, ale to by trwało niestety za długo. No to żegnaj. Miło było – stwierdził, po czym włączył piłę i przyłożył ją do Twojej szyi.

     W tej samej chwili do pomieszczenia wpadło mnóstwo policjantów z Zico na czele. Jeden z policjantów odepchnął Twojego nowego ,,kolegę", a Jiho zabrał ze stołu klucz i otworzył kajdany na Twoich nadgarstkach i kostkach. Wpadłaś w jego ramiona, a on wyniósł Cię z sali. Usiadłaś na trawie i zasłoniłaś twarz rękoma. Nic nie mówiłaś, bo najpierw musiałaś otrząsnąć się z szoku i przerażenia.

     Jiho usiadł obok Ciebie i przytulił Cię. Nie zwracaliście uwagi na policjantów biegających obok was.
     Po doprowadzeniu swoich myśli do względnego porządku spojrzałaś po sobie i skrzywiłaś się. Całe ubranie miałaś we krwi ofiar.

- Nie martw się tym. Pojedziemy samochodem policji – uspokoił Cię. – Wiem też, jak przywoził tu swoje ofiary. W nocy wyjeżdżał jednym z samochodów, które są w garażu i przywoził nim kolejnych nieostrożnych ludzi. Był pacjentem zakładu. Wsadzili go tu, bo zrobił swojej rodzinie z grubsza to, co robił tam

     Spojrzałaś na niego wzrokiem, mówiącym, że nie chciałaś tego wiedzieć.

- I co? Masz już dość wrażeń? - spytałaś ironicznie.

     Nie doczekałaś się odpowiedzi, bo Zico zamknął Twoje usta swoimi.