wtorek, 15 grudnia 2015

VKook (BTS) 18+!!

     ...
     ... Witam ಠ_ಠ
     Wybaczcie za to, co tu widzicie D: To wszystko przez Michała, jego debilny sweter i ,,opowiadanki na dobranoc dla dużych dzieci" -,- *ja wiem, że tu jesteś i to czytasz! ಠ_ಠಠ_ಠ* No siedzę sobie spokojnie z rodzicami w tym pięknym, za dużym o trzy rozmiary, sweterku i oglądam se wiadomości. I nagle Tuski, czy inne Kopaczówny zasłania mi obraz ,,pełnego wdzianka", takiego bez wnętrza, jakie ma w tym czymś Taeś. Nie no, luzik arbuzik, se myślę, bo często mi się przez głowę takie obrazki przewijają *nie żeby coś xDD*. Ale jak ten obrazek mi wypełnił Fał, to takiego żem kopa do weny dostała, że biegłam do laptopa, aż się za mną kurzyło D: Pisałam to jakieś trzy dni, podsycana dopingiem pana od sweterka, a jak już wyszłam z ,,uścisku weny", jak nazywam ten dziwny czas, i to przeczytałam po raz pierwszy w całości, to aż się zdziwiłam, że takie coś mogłam napisać O.o *wymyślać to już inna sprawa xDD*
     I bardzo plasiam za brak kolejnego rozdziału :( Jakoś tak mnie przytkało w połowie 5 D: Ale będzie, tylko nie wiem kiedy :/
     Także ten... VERI VERI VERI HARD *jak na moje scenariusze*. Takie hard, jak stąd na Pireneje D: *dla słabych z gegry: takie góry, w których lubuje się moja pani od polaka xD* I przekleństwa, ale to już u mnie norma xD
     I żeby nie było: gdzieś tam pod ,,(klik)" jest zdjęcie, jakby ktoś nie wiedział, jak to wygląda *przysięgam na zajebistość Jimin'a: nie jest pornograficzne xD*
     Więc... Jakby ktoś w ogóle czytał te moje wykłady przedscenariuszowe - miłego czytania ಠ_ಠ

                                  *ja wiem, że zdjęcie niezgodne z tekstem, ale nie wiecie nawet, jak trudno znaleźć                                                
                                                                                              Wikóczki z Ciachem na górze ;-;*


    Nuciłem pod nosem, przewracając stronę książki i machinalnie drapiąc drzemiącego obok kota za uchem, na co uroczo mruczał. Mój mózg jednak nie mógł skupić się na nic nie znaczących w tej chwili dla niego literkach, cały czas wybiegając myślami do mojego chłopaka. Westchnąłem cicho, czując że nic z tego mojego czytania nie będzie, włożyłem zakładkę między kartki i odłożyłem książkę na szafkę nocną. Obróciłem się na plecy, podłożyłem ręce pod głowę i pozwoliłem myślom krążyć swobodnie, na co kot prychnął i odsunął się ode mnie, zaraz zwijając się w kłębek. Nie mogłem się doczekać powrotu mojego chłopaka. Jungkook był jednym z najlepszych fotografów w Seulu, a dzisiaj miał sprawę, która mogła wybić go na jeszcze wyższy poziom. Chodziliśmy ze sobą od ponad dwóch lat, wcześniej byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, a nasza znajomość zaczęła się w bardzo dziwnym miejscu, bo przed sex shopem. To chyba było wspomnienie z dzieciństwa, które najbardziej zapadło mi w pamięć. Miałem wtedy dziesięć lat, a on osiem. Jechałem na deskorolce i prawie na niego wpadłem, potem przeprosiłem, a dalej jakoś tak samo poleciało. Bardzo dobrze pamiętałem jak gadaliśmy w najlepsze, nie mając pojęcia, co tak naprawdę zawierają witryny sklepu, naprzeciw którego siedzieliśmy. Nie mogłem pohamować cichego śmiechu, gdy przypomniałem sobie zdezorientowaną minę sprzedawcy, gdy weszliśmy do środka, a ja wskazałem palcem na jeden z większych wibratorów na wystawie i spytałem, ile kosztuje ten miecz, bo chcę się pobawić z kolegą. 
     Moi rodzice nie mieli nic przeciwko mojej odmiennej orientacji, a gdy dowiedzieli się, że moim ,,wybrankiem” jest Jungkook, odetchnęli z ulgą, wiedząc, że wie o mnie wszystko i nie muszą mu tłumaczyć, że ,,odetną mu jaja, gdy coś mi się stanie”. Jego rodzice nie byli jednak zachwyceni tym, że ich malutki Kookie ma chłopaka, ale chyba nieco się przekonali, gdy zauważyli, że jest ze mną szczęśliwy jak nigdy dotąd. Moje rozmyślania przerwał dźwięk sms-a. Przeturlałem się na brzuch, prawie miażdżąc kota, który wkurzony z ponownie przerwanej drzemki zeskoczył z łóżka, i sięgnąłem po leżący obok telefon. Uśmiechnąłem się, widząc imię Jungkooka, jednak moja mina nieco zrzędła, gdy przeczytałem treść wiadomości.

,,Od: Kookie <3
16:18
Wiesz, co masz robić”

     Przełknąłem ślinę. Te cztery słowa sprawiły, że coś przewróciło mi się w żołądku. Brak emotikonek i słodkich słówek mógł znaczyć tylko jedno – Kookie był nieźle wkurwiony, pewnie z nieudanego spotkania. Wiedziałem, co mnie czeka, gdy wróci, bo to nie była pierwsza taka sytuacja. Zamierzał na mnie odreagować, nie, żebym miał coś przeciwko. Byłem po części masochistą, lubiłem ból, więc mimo wszystko lekko się wzdrygnąłem i spojrzałem w stronę ,,magicznej szafeczki”, jak zwykł nazywać ją Jungkook. Rzadko coś z niej wyciągał, bo nie był jakimś sadystą, a wystarczały nam kajdanki, maska na oczy i czasami knebel, które leżały w szafce nocnej. No, ewentualnie sznurki, gdy nabierał jakiejś dziwnej weny do robienia mi zdjęć, które potem wkładał do albumu, poświęconego w całości mnie. Zerknąłem na ekran telefonu, stwierdzając, że do przyjazdu Ciastka zostały mi ponad dwie godziny, więc z szuflady szafki nocnej wygrzebałem kluczyk, który już po chwili wkładałem w zamek wspomnianej wcześniej ,,magicznej szafeczki”. Powoli otworzyłem drzwiczki, słysząc skrzypienie dawno nieużywanych zawiasów. Pół jednej półki zajmowały różne ,,wdzianka”. Wyciągnąłem stamtąd czarny, lateksowy gorset i tego samego rodzaju spodenki, w które tak normalnie bym się nie bawił, jednak Jungkook uwielbiał, gdy w jakiś sposób eksponowałem swój tyłek. Chwilę wpatrywałem się we wnętrze szafki, bębniąc palcami w półkę, zanim z cichym prychnięciem zdecydowałem się jeszcze na czarno-różową opaskę z uszami króliczka. Ogólnie, cała szafka wyglądała jak żywcem wyjęta z sex shopu: kagańce, różnego rodzaju linki i kneble, obroże, łańcuszki, wibratory, cock ringi, skórzane paski... Zachichotałem cicho, myśląc, co by pomyślał jakiś gość w naszym domu, gdyby przypadkiem odkrył tą szafkę. Wyjąłem jeszcze ciężkie, policyjne kajdanki obszyte różowym futerkiem i czarną obrożę z długim łańcuszkiem. Zamknąłem szafkę, nie wyjmując z niej kluczyka, położyłem wszystkie rzeczy na łóżku i poszedłem do łazienki, od razu się rozbierając. Wlazłem pod prysznic i odkręciłem kurek. Oparłem dłonie na ścianie, rozkoszując się gorącą wodą, spływającą po moim spiętym ciele. Chwilę jeszcze tak stałem, zanim wyłączyłem wodę, chcąc potem coś widzieć w lustrze. W łazience spędziłem coś koło godziny, co i tak jak na mnie było niezłym czasem. Nago z powrotem podreptałem do pokoju i od razu wsunąłem na siebie spodenki, chwytając za gorset. Skrzywiłem się, dzierżąc w dłoniach długi i śliski lateks, niczym jakąś cholerną tarczę. Nienawidziłem go, jednak Kookie często kazał mi w nim chodzić, więc mimo wszystko jakieś tam doświadczenie w noszeniu i wiązaniu go miałem, chociaż częściej to on mi go zakładał. No bo powiedzcie mi, kto potrafi oprzeć się jego słodkim minkom? I dopiero jak coś chce, to jest hyung. Owinąłem się nim (się znaczy gorsetem, nie Jungkookiem) w pasie, dalej się krzywiąc i zawiązałem go z tyłu. Cieszyłem się z tego, że nie wyglądałem w nim jak jakiś pojebany transwestyta, dzięki mojej zgrabnej figurze i delikatnej urodzie. Zabrałem z łóżka obrożę z łańcuszkiem. Musnąłem opuszkami palców swoją szyję, po chwili czując tam nieprzyjemną w dotyku skórę. Trzymając pod nią palec, by nie było za ścisło, zacisnąłem z tyłu pasek i doczepiłem do uchwytu z przodu łańcuszek, który z cichym brzękiem upadł na podłogę. Spojrzałem w swoje odbicie. Uśmiechnąłem się lekko, widząc w swoich oczach wesołe iskierki podniecenia i oczekiwania. Szybko odnalazłem się w tej roli, choć nadal niemiłosiernie się wtedy zawstydzałem. Zerknąłem na wyświetlacz telefonu. Do przyjazdu Kooka zostało półtorej godziny, więc zabrałem opaskę i kajdanki, uprzednio zostawiając kluczyk od nich na stoliku, owinąłem sobie łańcuszek dookoła nadgarstka i zszedłem na dół, by, jak co dzień, zrobić Jungkookowi późny obiad.
     Wyrobiłem się idealnie, bo gdy stawiałem wszystko na stole, usłyszałem jak wjeżdża na podjazd. Nalałem jeszcze wina do wysokiego kieliszka, założyłem kajdanki i opaskę i stanąłem przed drzwiami wejściowymi. Zerknąłem w lustro na ścianie obok i skrzywiłem się lekko. Wyglądałem jak te laski z reklam playboya. Owszem, lubiłem tą opaskę, bo uwielbiałem urocze przedmioty i pasowała do mojej twarzy i blond włosów, jednak jeszcze nigdy nie nosiłem jej jako ,,taki” dodatek. Odwróciłem wzrok od swojego odbicia dopiero, gdy usłyszałem jak Ciastek przekręca klucz w zamku. Otwierane drzwi zagłuszyły dźwięk puszczonego przeze mnie łańcuszka.
- Witaj Panie – powiedziałem słodko, gdy wieszałem jego marynarkę.
     Nadal był wkurzony, jednak na mój widok uśmiechnął się lekko.
- Cieszę się, że posłuchałeś Pana – pogłaskał mnie po głowie za opaską. Boże, jeszcze nawet nie zaczął, a ja już zaczynam się podniecać!
     Pociągnął za łańcuszek, na co posłusznie poszedłem za nim. Ponownie mnie pogłaskał, tym razem po policzku, gdy zobaczył zastawiony stół. Był ode mnie nieco wyższy i miał dużo bardziej męską budowę, więc to, że jest ode mnie dwa lata młodszy nikomu by pewnie nawet przez myśl nie przeszło.
- Co się stało, Panie? - spytałem, gdy skończył jedzenie i popijał wino z kieliszka. Klęczałem obok jego krzesła na piętach, a on w ręku trzymał łańcuszek od mojej obroży. Uda miałem rozchylone, a skute dłonie opierałem na podłodze pomiędzy nimi. Miałem gdzieś to, że pewnie wyglądałem jak jakaś laska z taniego pornola. W sumie... aktualnie miałem gdzieś wszystko, oprócz Jungkooka.
- Miałem dzisiaj to spotkanie – zaczął i zamieszał wino w dłoni – Dotyczyło pracy przy magazynach porno bdsm. Wszyscy byli mną zachwyceni po paru próbach, oczywiście na kobietach, ale mamusia Jin – prychnął – powiedziała, że 21 lat to za mało, na taką robotę.
     Nie miałem pojęcia, co odpowiedzieć, więc tylko patrzyłem na niego, z otwartymi ustami, jak to miałem w nawyku. Znałem jego umiejętności w tej dziedzinie, więc rozumiałem doskonale jego wkurwienie. Gdyby nie jego przełożony, miałby dużo większe zarobki i ogromny rozgłos. Nie byłem zazdrosny. Przez dwa lata związku nauczyłem się ufać mu bezgranicznie w każdej sytuacji. Moje marzenia na temat tego, co by było gdyby nie Jin, przerwało pociągnięcie za łańcuszek.
- Sprawdzimy, czy na pewno nadawałbym się na ten ,,awans” - powiedział Kookie z delikatnym uśmieszkiem, po czym wstał, zrzucił koszulkę i ponownie pociągnął za łańcuszek. Robiłem to już tyle razy, że bez większych krępacji poszedłem za nim na czworaka do pokoju.
     Wdrapałem się na łóżko i usiadłem na nim, obserwując, jak Kookie grzebie w naszej szafeczce. Moje serce bez mojej wiedzy zaczęło szybciej bić, gdy zobaczyłem, co wyciągnął – zwój linek i knebel z kilkoma paskami. Skrzywiłem się na niego, bo wolałem taki z dziurkami, przez który wydawałem irytujący, świszczący dźwięk, jednak przynajmniej mogłem oddychać ustami, a ten był czerwony, twardy, gumowy i bez zbawiennych dziurek. Jungkook przymknął drzwiczki szafki, uprzednio stawiając na niej jeszcze spory wibrator. Zdjął mi opaskę i kajdanki i odłożył je na stolik. Usiadł za mną i szarpnął mi ręce do tyłu. Metal z futerkiem po chwili został zastąpiony czymś jeszcze gorszym. Popchnął mnie na brzuch i dalej związywał mi ręce linką. To nie było takie partackie wiązanie, miał wprawę. Sam proces był dokładny i powolny, a ja już czułem, że jutro całe moje ręce od nadgarstków po ramiona będą nosić brzydkie ślady. Obróciłem głowę w stronę otwartych drzwi i nieco się zdziwiłem, widząc w nich kota. Siedział, machając ogonem i przyglądał nam się z zaciekawieniem. Darmowe porno na żywo – prychnąłem w duchu, jednak zaraz jęknąłem, tak w rzeczywistości, gdy Jungkook skończył wiązać. Dopiero teraz poczułem, że przy nawet najmniejszym ruchu sznurki mocniej zaciskają się na skórze. Ręce miałem tak jakby ,,założone” za plecami i solidnie związane. Starając się nie wykonać żadnego ruchu, nawet nie zauważyłem, jak silna dłoń Kooka znalazła się na moim tyłku, nadal opiętym ciasnym lateksem, dopóki nie ścisnął mojego pośladka. Jęknąłem cicho, bo zaczął mocno go ugniatać, zaraz dołączając drugą rękę. Dał mi klapsa, na co wtuliłem twarz w poduszkę. Wyczułem, że się uśmiecha.
- Chciałbym kiedyś zobaczyć cię w takim filmie – mruknął w moje ucho seksownym głosem, nie przestając ściskać. - Oglądałbym zza kamer, jak jacyś silni faceci w maskach związują cię, a ty musisz spełniać wszystkie, nawet najbardziej wyuzdane, zachcianki. Lubisz czuć się jak dziwka, prawda? Kochasz się szmacić.
     Nie mogłem wydobyć z siebie nic bardziej konstruktywnego, niż ciche jęki. Jego głos tak cholernie działał na moją wyobraźnię, że gdy skończył mówić i zdjął ręce z mojego tyłka, nadal o tym myślałem. Moją chorą wyobraźnię zakłóciło dopiero szarpnięcie za włosy. Otworzyłem z bólu usta, co Kookie wykorzystał i wepchnął do nich knebel. Wcisnął go głębiej palcami i zaczął zapinać go paskami dookoła mojej głowy. Prowadziły od knebla pomiędzy moimi oczami i dalej, na czoło i tył głowy (klik). Nie miałem pojęcia, po co one, dopóki przez ten z tyłu nie przeprowadził sznurka. Zgiął mi nogi w kolanach i związał je tak, że pięty miałem na pośladkach. Pociągnął za sznurek od knebla i przeprowadził go pomiędzy jedną z linek oplatających moje nogi, na co nie miałem innego wyjścia, jak unieść wysoko głowę. Poczułem jego dłonie na gorsecie. Rozwiązał kokardkę i ścisnął go mocniej, na co poczułem, że zaczyna brakować mi powietrza. Już miałem zamiar zacząć się dusić, gdy moja talia została wyswobodzona ze śliskiego lateksu. Wciągnąłem powietrze nosem, dziękując niebiosom za to, że katar, który męczył mnie tydzień temu całkowicie znikł. Wyczuwałem jednak, że zdjęcie gorsetu wiąże się z czymś jeszcze gorszym i nie myliłem się. Jungkook pociągnął za linkę łączącą knebel, a więc i moją głowę, z nogami, jeszcze bardziej zmniejszając dystans między nimi. Zawiązał tą linkę na mocny supeł i odsunął się. Obroża i knebel skutecznie przeszkadzały w oddychaniu, a sznurki niesamowicie uciskały, jednak I'm a masochist, you know. Przymknąłem oczy, gdy oślepił mnie błysk flesza. No tak, robił mi zdjęcia. Stęknąłem cicho, czując zbierającą się w ustach ślinę, a ja nie mogłem jej przełknąć. Gdyby moja głowa nie była wysoko uniesiona, pewnie śliniłbym się jak cholera. Usłyszałem, jak Kookie odkłada aparat i z powrotem siada na łóżku, tylko się przypatrując. Po krótkiej chwili ponownie poczułem na pośladkach jego dłoń. Zsunął ją na moje krocze, na co zareagowałem cichym kwęknięciem. Nie mogłem się ruszyć, a gdyby nie ciasny lateks, doszedłbym już teraz. Ścisnął mojego penisa przez materiał, na co pewnie odrzuciłbym głowę, gdybym miał jak. Poluzował uścisk i tylko masował go lekko palcami, na co i tak jęczałem w knebel z ogromnej potrzeby dojścia. Po pół minucie, która wydawała się dla mnie wiecznością, odsunął rękę. Chwilę trwało, zanim rozplątał supeł łączący moją głowę z nogami, przez co opadłem twarzą w poduszkę i jęknąłem cichutko, czując ból rozchodzący się po szyi. Szybko uporał się z moimi związanymi nogami, jednak po rozwiązaniu moich rąk, ponownie sięgnął po linkę, co niezbyt mnie zdziwiło. Tym razem połączył mi ręce w przedramionach i związał je razem. Zacisnąłem powieki, bo to było jeszcze bardziej niewygodne, niż poprzednie – ściągnęło mi łopatki, a mocno zaciśnięta lina nie pomagała. Wstał z łóżka i powiedział. Nie, rozkazał:
- Na kolana.
     Nie chcąc mu się sprzeciwiać, posłusznie zsunąłem się z łóżka. Ślina znalazła jedyne dostępne ujście i teraz spływała mi po brodzie. Strasznie się podnieciłem, ale więzienie w postaci lateksowych gatek tylko sprawiało mi ból. Klęknąłem przed nim z rozchylonymi udami na wysokości jego nadal ubranego krocza i uniosłem wzrok. Cały czas się uśmiechał, jednak nie szyderczo, tylko tak, jakby mnie podziwiał. Wiedział, że jestem tylko jego. Pogłaskał mnie po policzku.
- Ślinisz się jak pies – uśmiech dalej nie schodził z jego ust, gdy zdejmował mi knebel. Otarł mi ślinę i odłożył go na szafkę, a ja przełknąłem nagromadzoną w ustach ciecz i zaczerpnąłem głęboko powietrza, jednak nie na długo, gdyż zostałem przyciśnięty do jego krocza.
- Nie opierdalaj się, suko.
     Chcąc nie chcąc (jednak bardziej chcąc) pociągnąłem zębami jego rozporek w dół. Przepchnąłem językiem guzik, po czym zsunął z siebie spodnie wraz z bokserkami. Bez ociągania wsunąłem naraz całą jego męskość do ust, na co mruknął cicho i wypchnął biodra, dłonie umiejscawiając na moich włosach. Od razu narzucone szybkie tempo zbytnio mi nie przeszkadzało. Jak się robi loda średnio raz na dwa dni, to jednak człowiek zdąży się przyzwyczaić. Pozwalałem mu kierować głębokością ruchów, dopieszczając go jeszcze językiem. Po niedługiej chwili z cichym jękiem doszedł, na co w idealnym momencie wypuściłem jego członka z buzi i otworzyłem ją szeroko. Nadal nie zamknąłem ust, bo Kookie przyglądał się z uśmiechem, jak sperma spływa mi po brodzie i szyi. Przełknąłem nasienie dopiero, gdy zamknął mi usta palcem. Skrępowane za plecami dłonie strasznie mnie denerwowały i prawie ich nie czułem, jednak nie chciałem, żeby je rozwiązał. Pociągnął za łańcuszek od mojej obroży i usiadł, na co podszedłem do niego, oczywiście na kolanach, i oparłem głowę na jego udzie. Zebrał palcami resztę spermy ze swojego penisa oraz mojej brody i szyi, po czym rozchylił mi nimi wargi i wsunął je do środka. Zassałem się na nich lekko, czując się podnieconym do granic możliwości. Tak Taehyung, jesteś dziwką – powiedziałem do siebie w myślach, gdy spojrzałem na Kooka, który wysunął mi już czyste palce z ust i rozkazał, bym przyniósł mu spory wibrator, stojący na szafce. Przyniosłem go na kolanach i oczywiście w zębach, rozkoszując się tym, co podsuwała mi podświadomość. Boże, naprawdę musiałem być pojebany, skoro podobały mi się takie rzeczy!
- Połóż się na łóżku i rozchyl nogi – powiedział nie znoszącym sprzeciwu głosem, na co zadrżałem lekko i zrobiłem jak kazał.
     Odpiął mi łańcuszek, odkładając go na półkę, ściągnął mi spodenki i zaczął ściskać moje pośladki, na co jęknąłem, bo chciałem, żeby posunął się dalej. Jungkook chyba wyczuł moje zniecierpliwienie, bo zdjął ręce z mojego tyłka, ale zaraz dał mi takiego klapsa, że niemal podskoczyłem na łóżku. Krzyknąłem, zagryzłem dolną wargę i zacisnąłem oczy, czując zbierające się w nich łzy. Nic sobie jednak nie robił z na pewno pojawiającego się na moim pośladku śladu, tylko się przypatrując. Dźwięk otwieranej butelki lubrykanta jeszcze nigdy nie wydawał mi się aż tak głośny. Rozchylił mi pośladki i bez zbędnych ceregieli wepchnął od razu dwa mokre palce. Jęknąłem, bo zaczął nimi energicznie poruszać, dokładając kolejne dwa. Sapnąłem, gdy nagle je wyjął, jednak zaraz sapnięcie zamieniło się w krzyk, gdyż na miejscu palców pojawiło się coś znacznie większego. Nie czekając, aż się przystosuję, wepchnął wibrator od razu do końca tak, aby jedna z niewielkich wypustek znajdowała się cały czas na mojej prostacie.
- Trzymaj, masz nie wypuszczać, rozumiesz suczko? - szarpnął mnie za włosy, na co tylko stęknąłem. Puścił moje włosy i wstał, co poznałem po cichym skrzypieniu łóżka. Już miałem obrócić głowę, gdy nagle poczułem w środku mocną wibrację, na co krzyknąłem. Bawił się pilotem zwiększając i zmniejszając wibrację, na co nie miałem innego wyjścia, jak jęczeć i wić się pod naporem przyjemności i bólu. Mój niski głos co chwilę rozbrzmiewał w pokoju, a nawet i w całym domu i, gdyby nie to cholerstwo w moim tyłku, teraz zacząłbym się zastanawiać, jak przeprosić sąsiadów. Niemal zsunąłem się na podłogę, gdy włączył wibracje na dłużej. Nie wiedziałem nawet, o co błagałem. Zaciskałem się na zabawce i gdy już miałem dojść bez najmniejszego dotyku, urządzenie zostało ze mnie wyciągnięte.
- Grzeczna suczka (no co? Lubię to słowo xD) – mruknął z uśmiechem Jungkook. Ułożył mnie w bardziej dogodnej dla siebie pozycji, nachylił się i szepnął mi do ucha. - A co dostają grzeczne suczki? Nagrodę – przygryzł jego płatek i niemal od razu wbił się we mnie mocnym, zdecydowanym ruchem.
     Nie bolało, zabawka zrobiła swoje i mnie rozciągnęła, krzyknąłem chyba tylko z przyzwyczajenia. Kochałem zdzierać sobie gardło podczas tego ,,właściwego” seksu, co prawie zawsze skutkowało chrypą. (A co jest dobre na chrypę? LodyZaczął od powolnych, wkurwiających ruchów, jednak nie miałem zamiaru zwracać mu uwagi, więc tylko błagałem. Tym razem uciszony zostałem moim ulubionym rodzajem knebla. Nawet banalny pocałunek był przepełniony jego dominacją, której całkowicie się poddawałem. Chciałem go objąć, wiedząc, że teraz pozwoliłby mi na to, lecz ręce nadal miałem związane za plecami. I w dodatku na nich leżałem, jednak nie odczuwałem teraz dosłownie nic, oprócz niesamowitej przyjemności z coraz bardziej przyspieszających ruchów Jungkooka. Jęknąłem w jego usta i oplotłem go nogami w pasie. Jedną rękę przeniósł na moje udo, ściskając je i drapiąc, co od razu dołączyło do listy śladów na moim ciele. Tylko jęczałem, wijąc się pod nim niczym najtańsza dziwka, jednak, kurwa, co zrobić, gdy za każdym razem trafia w to jedno, szczególne miejsce? Moje jęki i krzyki mieszały się z jego sapnięciami. Uchyliłem leciutko załzawione powieki. Pot ściekał mu po skroniach i szyi, jednak ja na pewno wyglądałem dużo gorzej, co czułem w postaci niemalże rzek, spływających mi dosłownie wszędzie, także z oczu. Po raz pierwszy tego wieczora pozwolił mi dojść. Co z tego, że bez żadnych pieszczot. Moja sperma wylądowała na jego umięśnionym brzuchu, a ja w przypływie doznanego orgazmu zacisnąłem się na nim, trzęsąc się przy tym, na co odrzucił głowę do tyłu z niemal zwierzęcym rykiem.
- Kurwa, Tae – wysapał, ściskając moje biodra z niesamowitą siłą i doszedł we mnie. Opadł na mój tors. Odrzuciłem głowę do tyłu, starając się uspokoić. Oddychałem spazmatycznie i nierówno.
     Po względnym uspokojeniu się, Kookie delikatnie przewrócił mnie na brzuch i zaczął rozwiązywać mi ręce. Pocałował mnie w kark i rozwiązał ostatni supeł. Stęknąłem cicho, bo po ponownym doprowadzeniu krążenia poczułem dość mocny ból. Wyciągnąłem je przed siebie. Nie zwracałem uwagi na ich dość nietypowy kolor i wyżłobienia, zdobiące moje nadgarstki, przedramiona i ramiona, ale te były mniej głębokie i czerwone, bo zostały z tego pierwszego wiązania. Jungkook zdjął mi jeszcze obrożę, rzucając ją gdzieś pod łóżko i wtulił mnie w siebie.
- Chyba trochę przesadziłem – mruknął, oglądając ślady na moich... hmm... Długo by wymieniać.
     Prychnąłem cicho, opierając brodę na jego torsie. Zawsze po takich ,,zabawach” stawał się nieco zbyt troskliwy i łaził za mną przez następne kilka dni, obwiniając się o wszystkie moje rany i dość marny chód.
- Przecież wiesz, że to lubię – mruknąłem, obejmując go za spoconą szyję. Przesunąłem po niej nosem. - Tylko wiesz, na przyszłość mógłbyś trochę przystopować z tym chorym fetyszem – przewróciłem oczami, mając na myśli moje biedne w tej chwili pośladki. - Rzuciłeś się na nie jak babcie na mięso w spożywczaku – prychnąłem.
- Oj no, jak widzę te twoje jędrne bułeczki, w dodatku w takich spodniach, to aż żal jaja ściska, gdy nie mogę ich dotknąć – skrzywił się, a jego dłonie chyba mimowolnie powędrowały w stronę mojego tyłka i zaczęły go delikatnie masować.
     Westchnąłem cicho, nie zwracając uwagi na ból, rozchodzący się po całym moim ciele. Przymknąłem na chwilę powieki i gdy już miałem odpłynąć w objęcia Morfeusza, otworzyłem gwałtownie oczy, przypominając sobie coś.
- Hm? - mruknął Kookie. Też miał zamknięte oczy, jednak teraz uchylił je lekko. Jemu również nie spieszyło się pod prysznic.
- Kookie... - wysapałem i uniosłem się na rękach, które drżały, bynajmniej nie z niedawnego krępowania. - Ty... Ty pamiętasz, że jutro rano przyjeżdżają moi rodzice na comiesięczną ,,wizytę kontrolną”? Jak ja się im w takim stanie pokażę?!



niedziela, 6 grudnia 2015

Jimin (BTS)

     Hejka naklejka C:
     5 rozdział jakoś tak dziwnie mi się napisał, że cała akcja leci ,,trochę" zbyt szybko, więc musiałam połowę usunąć i piszę od nowa -,- Więęęęc wstawiam to dziwne... coś xD Zaczęłam to pisać jeszcze na początku sierpnia, gdy w górach byłam i miałam niesamowitą fazę na Zmierzcha i wogóle takie kc Edwarda xD I tak sobie leżało przez te kilka miechów i dopiero wczoraj znalazłam to głęboko w szufladzie, jeszcze w moim starym scenariuszowniku i dokończyłam xD Miałam załamanie, jak mój styl pisania mógł się aż tak zmienić przez tak krótki czas xD
     *Wybaczcie za to, co zrobiłam z Tae xD Tylko on mi do tej roli pasował xDD*

                                     *bo powiedzcie mi, kto by nie chciał wgryźć/wessać (whatever xD) w tą szyjkę? *.*
                                                                                                       Ach, te moje fantazje xDD*

   Weszłaś przez tylne drzwi do domu i w porę złapałaś upuszczony przez twoją mamę kubek. Zajęło ci to mniej niż sekundę. Mama cofnęła się zaskoczona, a jej serce przyśpieszyło. Westchnęłaś cicho, bo niestety słyszałaś to głośno i wyraźnie.
- To ja już pójdę – ponownie westchnęłaś i już w ludzkim tempie skierowałaś się do swojego pokoju.
- Nie, spokojnie, ____ - odetchnęła głębiej. - Powinnam się przyzwyczaić, ale to trudne – uśmiechnęła się do ciebie przepraszająco, upewniła się, że twoje oczy mają barwę jasnego miodu i dopiero wtedy cię przytuliła.
    Kolejny raz westchnęłaś. Zapach jej krwi już zupełnie na ciebie nie działał, więc mama nie musiała się tak pilnować. Mogłabyś się do niej przytulać z oczami czarnymi jak węgiel, a i tak nic by się jej nie stało. Jednak mama cały czas pilnowała, czy twoje oczy nie robią się ciemniejsze. Nie miałaś jej tego za złe, wręcz przeciwnie, sama byś tak robiła. Nie mogłaś skazać jej na dni męczarni które sama musiałaś przeżyć podczas przemiany, a gdyby nie udało ci się opanować... Wzdrygnęłaś się na samą myśl o tym i delikatnie wyswobodziłaś się z jej objęć.
- Jadłaś już, mamo? - spytałaś.
- Nie musisz się o mnie tak martwić – uśmiechnęła się. - A ty... - urwała niepewnie.
- Jasne. Nie zapuszczałam się zbyt daleko – cmoknęłaś ją w policzek i pobiegłaś do pokoju.
    Zamknęłaś drzwi i stanęłaś przed dużym lustrem. W jego rogu wisiało twoje zdjęcie sprzed paru miesięcy. Trudno było uwierzyć, że aż tak się zmieniłaś. Przyjrzałaś się twojemu odbiciu. Gdyby porównać dawną ciebie, z osobą stojącą przed lustrem, wyglądałoby to jak porównywanie zdjęć operacyjnych ,,przed i po”. Twoje odbicie ukazywało nieziemsko piękną siedemnastolatkę. Miałaś bladą jak księżyc, bez jednej skazy, cerę, którą okalała burza gęstych, lśniących, jasno-brązowych włosów. Na twoich policzkach kwitły delikatne rumieńce, które miały zniknąć za parę godzin. Nad nimi błyszczały wielkie, jasno-złote oczy, opatrzone długimi, gęstymi rzęsami, które rzucały na twoje policzki urocze cienie. Twoje usta przywodziły na myśl różane płatki kwiatów, twoja skóra błyszczała delikatnie niczym powierzchnia perły. Stałaś z gracją baletnicy. Byłaś szczupła, a delikatne krągłości miałaś tylko tam, gdzie były potrzebne. Westchnęłaś cicho. Niby byłaś podobna do dawnej ciebie, ale mało kto by to zauważył. Te zmiany przyjęłaś z ochotą, ale nadal nie mogłaś się przyzwyczaić do ciszy, która zawsze obowiązywała w twoim sercu.
    Tak, byłaś wampirem.
    W dzieciństwie wiele czytałaś o tych niezwykłych istotach i marzyłaś, by stać się jednym z nich. Nawet nie przypuszczałaś że to się spełni! Tak szczerze, to brakowało ci bycia człowiekiem: rumieńców, które pojawiały się u ciebie bardzo często, bicia serca, które działało na ciebie jak kołysanka w bezsenne noce, a przede wszystkim tego, że twoja mama nie żyła przy tobie w wiecznej niepewności.
    Różniłaś się jednak od twoich pobratymców. Po pierwsze, nie musiałaś w słoneczne dni chować się w trumnie, ani nawet w cieniu. Nie wiedziałaś, skąd to się brało, ale ani nie świeciłaś się w słońcu, ani się nie spalałaś. W świetle słonecznym iskrzyłaś się subtelnie, tajemniczo, więc mogłaś bez obaw wychodzić w ładny dzień z domu. Po drugie, dość szybko opanowałaś się po przemianie, która i tak była straszna: czułaś się jakby ktoś palił cię żywcem, ale to było nic, z tym co musiała czuć twoja mama. Ona nie miała pojęcia, co się z tobą działo, a gdy w szpitalu wreszcie przemiana dobiegła końca i twoje serce przestało bić, omal nie zeszła na zawał, gdy wstałaś z łóżka. Tylko cudem udawało ci się nie wrzeszczeć i nie wić w agonii, bo to by jeszcze bardziej ją bolało.
    Twoje życie się ,,skończyło” parę miesięcy temu, gdy wracając do domu ze szkoły, napadł na ciebie wampir. Co nim kierowało, aby cię zmienić, nie wiedziałaś, i prawdopodobnie nigdy nie dane było ci się dowiedzieć.
    Miałaś teraz w głowie tyle miejsca, że bez problemu zarejestrowałaś, że zapadał już zmierzch. Kiedyś uwielbiałaś noce, bo zawsze miałaś niesamowite sny, ale teraz nie musiałaś spać. Wiedziałaś, że wampiry po prostu nie sypiają, ale i tak przyjęłaś tą zmianę z przykrością. Zeszłaś na dół i usiadłaś obok mamy na kanapie. Zdążyła się przyzwyczaić do tego, że poruszałaś się teraz bezszelestnie, więc gdy cię zauważyła, tylko wtuliła cię w siebie. Wsłuchałaś się w bicie jej serca, w ciepłe i mokre sygnały, które do ciebie wysyłało. Ale już na ciebie to nie działało. I najwyraźniej byłaś odporna na wszystkich ludzi, co odkryłaś z satysfakcją, gdy po raz pierwszy po przemianie wyszłaś z domu. Oczywiście czułaś ich zapachy, ale potrafiłaś się opanować. Twoja mama była jednak ostrożna i rzadko kiedy pozwalała ci wyjść między ludzi. I to nie chodziło tylko o bezpieczeństwo innych, po prostu wiedziała, że nie wybaczyłabyś sobie, gdyby coś stało się komuś z twojej winy.
- ____... - zaczęła mama.
- Hm?
- Musimy wyjechać z Polski.
- Czemu? - byłaś szczerze zdziwiona.
- Musisz zacząć chodzić do szkoły, bo już całkowicie się kontrolujesz, a dużo osób stąd Cię zna i mogą zauważyć, że się nie starzejesz.
    Byłaś zdziwiona, że sama na to nie wpadłaś.
- A gdzie byśmy wyjechali?
- Do Korei Południowej. Jesteś już zapisana do tamtejszego liceum.
- Co? Kiedy zdążyłaś to zrobić? - byłaś tak zaskoczona, że nawet nie zauważyłaś, kiedy już stałaś.
- Mianhe – wyszczerzyła zęby w uśmiechu. - Języka nauczysz się w jeden wieczór, a mieszkanie i wszystko inne jest już załatwione.
- Ehh... - klapnęłaś z powrotem na kanapę, choć długie stanie zupełnie cię nie męczyło, ale starałaś się choć zachowaniem wyglądać jak człowiek. - Kiedy wyjeżdżamy?
- Za tydzień – była już końcówka sierpnia, więc to cię akurat nie zdziwiło.
    To była twoja mama - jej pomysły zawsze były dziwne.
    Dzień przed wlotem wybrałaś się na polowanie, bo jednak bałaś się, że przebywanie w jednym samolocie z tyloma osobami może być dla ciebie kłopotliwe. Zostałaś też zmuszona przez mamę, abyś ,,posiliła się” również człowiekiem, choć robiłaś to wczoraj. Do prawidłowego funkcjonowania musiałaś pić również ludzką krew, na szczęście rzadziej niż inne wampiry, z racji twojej zwierzęcej ,,diety”. Nienawidziłaś siebie za to, choć nigdy nie pozbawiałaś ich całej krwi, a gdy już wypijałaś wystarczająco, zalepiałaś śliną ranki i jak najszybciej uciekałaś. Wolałaś umrzeć, co zresztą by się stało, niż to robić, jednak robiłaś to jedynie dla mamy, która nawet powiedziała ci, że mogłaby się poświęcić, na co oczywiście się nie zgodziłaś, z wielkim przerażeniem. Nigdy cię nie ponosiło, no ale jednak istniało jakieś ryzyko.
    Zasiedziałaś się w lesie, więc wróciłaś dopiero rano, a mama oczywiście już była na nogach.
- Jak się spało? - spytałaś, przyglądając się jak przygotowuje sobie kakao. Nadal czułaś jego piękny zapach, ale gdy jadłaś bądź wypijałaś pokarm ludzki, mdliło cię po stosunkowo niewielkich ilościach. Mimo to, zdarzało ci się zjeść jakieś ,,normalne” jedzenie. Za życia byłaś ogromnym żarłokiem i trochę ci najwidoczniej z tego zostało.
- Nie gorzej niż zwykle – wzięła napój, nałożyła sobie śniadanie i siadła do stołu.
    Oczywiście, jak zwykle, gdy gdzieś wychodziłaś, każdy musiał się na ciebie gapić, a faceci wręcz pożerali cię wzrokiem. Słyszałaś, jak przyspieszało im tętno i nietrudno było się domyślić, o czym myślą.
    Lot przebiegł bez większych problemów, ale i tak świeże powietrze powitałaś z ulgą.
    ,,Mieszkanie” okazało się sporym, piętrowym domkiem, który został wybudowany na obrzeżach miasta, więc miałaś łatwy dostęp do lasu i zwierząt, a kilkadziesiąt kilometrów dalej był szlak górski, gdzie często przechodzili ludzie.
    W noc przed szkołą znów wybrałaś się na polowanie.
    Przejrzałaś się w lustrze i skrzywiłaś się. Nawet w zwykłym mundurku szkolnym wyglądałaś, jakbyś właśnie zeszła z wybiegu.
    Westchnęłaś cicho i wyszłaś z pokoju, po drodze łapiąc torbę. Cmoknęłaś mamę w policzek na pożegnanie i pojechałaś do szkoły. Zaparkowałaś samochód i stanęłaś przed jedną z Seulskich szkół. Odetchnęłaś głębiej, choć nic nie mogło to dać, i weszłaś przez duże drzwi do środka.
    Oczywiście jak zwykle każdy się na ciebie patrzył. Skierowałaś się w stronę klasy 1b. Nie potrzebowałaś żadnej pomocy, wystarczył jeden rzut oka na plan szkoły – miałaś fotograficzną pamięć. Przed klasą stała słodka Koreanka w dwóch kucykach. Trzymała koszyk z karteczkami, zapewne numerami miejsc w ławkach. Gdy do niej podeszłaś, otworzyła szerzej oczy, ale uśmiechnęła się przyjaźnie. Odwzajemniłaś uśmiech i pomyślałam, że może dni szkoły nie będą aż tak straszne.
- Ty pewnie jesteś ____ ____? Tak? - podsunęła ci koszyk.
- Tak – niestety nawet mój głos szokował – był piękny i melodyjny.
    Zerknęłaś na numerek i weszłaś do klasy. Wszystkie rozmowy natychmiast ucichły. Znowu westchnęłaś i usiadłaś na swoje miejsce. Po chwili miejsce obok ciebie zajęła dziewczyna w prostych, czarnych włosach.
- Cz-cześć. Jestem HyeSun, a ty? - przedstawiła ci się nieśmiało.
- ____ - odpowiedziałaś z uśmiechem.
    Hye odetchnęła z ulgą i rozluźniła się nieco. Zapewne spodziewała się oschłego przywitania. Z ochotą przysunęła się bliżej ciebie. W twoje nozdrza wbił się jej zapach. Twoje gardło zaczęły lizać języki ognia, jednak szybko się opanowałaś, żeby nie zauważyła w twoich oczach głodu.
    Hye pociągnęła nosem. Pewnie doszedł do niej twój zapach. Jak to określiła mama – był piękniejszy niż jakiekolwiek perfumy, a słowami nie dało się go opisać.
- Nosisz soczewki? - spytała.
- Nie – odpowiedziałaś. - Taki mam kolor oczu.
- Też taki chcę – szepnęła.
    Zaśmiałaś się melodyjnie.
- Jakich perfum używasz? - kolejny raz pociągnęła nosem. - Są boskie.
- Eee... - zająknęłaś się, a od odpowiedzi uchronił cię wychowawca, który właśnie wszedł do klasy.
    Ze szkoły wyszłaś razem z Hye.
- Gdzie mieszkasz? - spytała.
- Na obrzeżach miasta – odpowiedziałaś, wyjmując kluczyki.
- O, ja też – ucieszyła się, a potem zauważyła twój samochód i posmutniała.
- Jak chcesz, to możemy jeździć razem – zaproponowałaś szybko. - Mam prawko.
- Chętnie – uśmiechnęła się. Tak łatwo było ją rozweselić!
    Przez całą drogę wypytywała cię o różne rzeczy. Gdy spytała o pracę twojego ojca, raptownie posmutniałaś: widziałaś go ostatnio tuż przed przemianą.
- Gdzie mieszkałaś wcześniej? - spytała. - Nie wyglądasz na Koreankę.
- Przeprowadziłam się z Polski – przyznałaś.
- Naprawdę? - zdziwiła się. - W sumie... Wiele osób mówi, że Polki są najładniejsze. Patrząc na ciebie, stwierdzam, że to prawda – powiedziała, na co znowu się roześmiałaś.
    Gdy spytała cię o ulubioną muzykę i bez zastanowienia odparłaś ,,K-Pop”, klasnęła w dłonie i roześmiała się serdecznie.
- Też go uwielbiam – wyjaśniła. - A jakie zespoły najbardziej lubisz?
- BTS, EXO, Big Bang, Block B... - zaczęłaś wymieniać.
- To też moje ulubione zespoły – uśmiechnęła się.
    Resztę drogi przegadałyście o zespołach i pojedynczych członkach.
- Gdzie mieszkasz? - spytałaś, a gdy pokazała ci palcem spory domek, tylko nieco mniejszy od twojego, zaniemówiłaś i stwierdziłaś: – Mieszkamy obok siebie.
- Ale fajnie! - ucieszyła się. - Już na rozpoczęciu roku przydarzają mi się tak fajne rzeczy!
    Nie mogłaś się nie zgodzić. Nawet nie przypuszczałaś, że tak szybko znajdziesz sobie przyjaciółkę.
    Przez następne dwa tygodnie zyskałaś kolejne przyjaciółki – Jinsil, SooJeon i HyoYeon. Twoja uroda niestety nadal nieco szokowała. Najgorsze jednak było to, że Hye przypadkiem odkryła twój sekret. Jak to Hye, nie była nawet przerażona, a powinna, tylko ucieszyła się, że zna kogoś takiego. Starałaś się ukryć to, że do twojej ,,diety” doliczają się jeszcze ludzie, ale szybko to wyczuła i zamiast wystraszyć się i zerwać z tobą kontakt, tak jak twoja mama, ,,zaoferowała się”, na co wywróciłaś oczami i kategorycznie odmówiłaś.
- ____, wiesz, że za 3 tygodnie będzie koncert BTS?! - piszczała, gdy w poniedziałek weszłaś do klasy.
- Naprawdę? - bardzo chciałaś ich w końcu poznać.
- Noo. Pójdziemy?
- Ja bardzo chętnie – jej entuzjazm powoli ci się udzielał.
- Nie będę mogła pójść – westchnęła Jinsil. - Mama w ten dzień chce zaciągnąć mnie do babci – skrzywiła się.
- Nie martw się, kupię ci koszulkę – pocieszyła ją HyoYeon.
- A ja spróbuję któregoś uprowadzić – obiecała jej SooJeon. - Chcesz Kook'a czy Jimin'a?
- Sugę, jeśli możesz – Jinsil parsknęła śmiechem.
    Mama nie miała nic przeciwko koncertowi, a tobie w porę udało się kupić bilet.
- Dzisiaj znowu idziesz do lasu? - spytała Hye, gdy wychodziłyśmy ze szkoły dzień przed koncertem.
- Tak. Skąd wiedziałaś?
- Zgaduję po oczach. Gdy masz ciemniejsze, to wtedy jesteś bardziej głodna. Zgadłam?
- Jesteś spostrzegawcza, nie ma co – parsknęłaś śmiechem.
    Na koncercie pomyślałaś, że może lepiej by było, gdybyś jednak na niego nie poszła. Na nikogo oczywiście się nie rzuciłaś, choć w gardle trochę cię piekło. Problemem było to, że Jimin się na ciebie zagapił (stałaś blisko sceny, ale na tyle daleko, że chłopcy często łapali z tobą kontakt wzrokowy) i pomylił kroki, co zapoczątkowało reakcję łańcuchową i każdy z chłopców na mnie zerknął. Byłaś przekonana, że zaraz oblejesz się obfitym rumieńcem. Sami chłopcy w rzeczywistości byli jeszcze przystojniejsi niż na zdjęciach czy filmikach, ale najbardziej podobali ci się Jimin, Jungkook i V, czyli twoi najwięksi biasi z UB na czele.
    Na fanmeetingu stało się coś bardzo dziwnego: gdy podeszłaś do Jimina, który był pierwszy przy długim stole, uderzył cię zapach tak niesamowity, że prawie zwaliło cię z nóg. Ten zapach to była jakby kumulacja najpiękniejszych perfum na świecie. Twoje gardło zaczęło cię piec jeszcze mocniej niż zazwyczaj. Z trudem udało ci się opanować i normalnie z nim pogadać.
- N-nie wyglądasz na Koreankę – Jimin niechętnie przeniósł wzrok z ciebie na album.
- Bo nią nie jestem – zaśmiałaś się. - Pochodzę z Polski.
- Naprawdę? - wtrącił się Rap Monster. - Mamy zamiar dać tam koncert jeszcze w tym roku.
- Serdecznie zapraszam. Macie tam wielu naprawdę oddanych fanów – uśmiechnęłaś się, a od twoich śnieżnobiałych zębów odbiło się światło. Park lekko się wzdrygnął.
- S-spotkamy się jeszcze? - spytał nieśmiało, gdy przechodziłaś do V, który już prawie podskakiwał z radości na krześle.
- Jeśli tylko chcesz – uśmiechnęłaś się, a Jimin oblał się rumieńcem. Wyjęłaś z torebki kartkę, zapisałaś na niej swój numer telefonu i podałaś mu go. - Zadzwoń.
    Jimin wyglądał jakby miał zamiar mdleć z zachwytu. Zaśmiała się cicho i przeszłaś do naburmuszonego V.
- Co się stało, oppa? - zatrzepotałaś rzęsami. Nawet nie wiedziałaś, że tak robisz.
    Naprawdę było im do twarzy w rumieńcach.
- Jemu dałaś numer, a mnie nie – wydął słodko policzki i zabrał się za podpisanie albumu.
    Westchnęłaś i ponownie zapisałaś na kartce numer, który natychmiast schował do kieszeni i uśmiechnął się szeroko.
    Każdy z chłopców miał na ciebie z grubsza podobną reakcję co Jimin. Chyba tylko Hoseok, Jin i Monster byli w stanie normalnie z tobą porozmawiać.
    Mimo świetnie spędzonemu dniu, wyszłaś z hali z westchnieniem ulgi.
- Co tak wzdychasz? - spytała Hye. Była wniebowzięta po spotkaniu chłopców. - BTS mają twój numer! - spojrzała na ciebie z nabożną czcią.
- Każdy z nich tak pięknie pachniał! - pożaliłaś się. Gdyby nie pieczenie w gardle, wspominałabyś ich zapachy bardzo często.
- Ooo, a który najbardziej? - spytała zaciekawiona. Westchnęłaś cicho. Trochę współczucia kobieto...
- Jimin... – aż wstrzymałaś na chwilę oddech, bo siłą rzeczy przypomniałaś sobie jego zapach.
- Uuu... - poruszyła zabawnie brwiami i zagryzła wargę, na co ze śmiechem trzepnęłaś ją lekko w ramię.
    W poniedziałek po szkole zadzwonił do ciebie Rap Monster.
- Nie mogę z nimi wytrzymać! - pożalił się. - Cały czas o ciebie wypytują – on jako jedyny z Bangtanów nie rumienił się, gdy z tobą rozmawiał. Może trochę za często zerkał na twój biust, no ale no... On BTS-om pornole ściąga!
- Może mogłabyś do nas jutro wpaść? - zaproponował. - Reszta będzie mieć niespodziankę.
    Zastanowiłaś się. Co ci szkodziło? Po prostu dzisiaj mogłaś polować jeszcze intensywniej. Mama pewnie znowu nie będzie miała nic przeciwko.
- Jasne – z jego punktu widzenia wyglądało to tak, jakbyś nawet się nie zawahała.
    Następnego dnia po szkole od razu ruszyłaś na wskazaną przez Mona ulicę. Gdy już stałaś przed drzwiami ich dormu, klepnęłaś się w czoło, z przerażeniem uświadamiając sobie, że na wczorajszym polowaniu zapomniałaś posilić się człowiekiem. Przełknęłaś ślinę, przypominając sobie, że ostatni raz wypiłaś krew człowiekowi pięć dni temu, a normą u ciebie do zachowania spokoju przy ludziach były cztery. Już miałaś zawrócić, gdy nagle drzwi otworzyły się, ukazując uśmiechniętego Rap Mona i przywołując do ciebie ponownie ten piękny zapach. Znowu przełknęłaś ślinę, przypominając sobie słowa, które w takich chwilach miała zwyczaj mówić Hye: ,,Cycki do przodu i pędzim!”.
Odwzajemniłaś uśmiech, wcale nie wyglądając, jakby w środku zżerało cię z nerwów. To była jedna z rzeczy, których nie żałowałaś po zmianie: kiedyś byłaś beznadziejnym kłamcą.
- Fajnie, że już jesteś – powiedział konspiracyjnym szeptem Namjoon. - Reszta jest w salonie, wchodź.
    Przekroczyłaś próg, i zdjęłaś buty. Zostawiłaś je w półce, zapełnionej obuwiem chłopaków i niemal parsknęłaś śmiechem, widząc czerwone szpilki. Ciekawe, czyje to – zaśmiałaś się w myślach, a one same dołożyły ci do tego zdjęcie Jin'a.
    Rap Monster położył palec na ustach, jakbyście co najmniej wykradali jakieś tajne dane, a nie robili niespodziankę Bangtanom.
- Ej, darmozjady, gościa mamy! - krzyknął w stronę salonu i z głupim uśmieszkiem złapał cię za rękę, ciągnąc do wspomnianego pokoju, skąd dobiegały ciche pomruki, niemal mówiące: ,,super, wystaw za drzwi i daj nam spokój”. Nieco się zdziwił, gdy dotknął twojej lodowatej dłoni, ale nic nie powiedział, za co chwała mu.
- Hej – uśmiechnęłaś się, gdy weszłaś za liderem do salonu. W chwili, gdy przekroczyłaś próg pokoju, a oni nie wiedzieli jeszcze, kto przyszedł, wszyscy zajmowali się sobą – Jin czytał książkę siedząc na parapecie przy otwartym oknie, J-Hope z Jimin'em grali na konsoli, Jungkook rysował coś w zeszycie nucąc pod nosem, Tae leżał na kanapie z nogami na oparciu, a głową niemal na ziemi oglądając grę starszych, od czasu do czasu komentując, a Suga... Suga pewnie spał w swoim pokoju. Parsknęłaś śmiechem, gdy ogarnęli kto jest ich gościem – Jungkook przestał nucić, a ołówek wypadł mu z rąk, Taehyung prawie spadł na ziemię, waląc głową w panele, J-Hope i Jimin wyrwali kable ładujące joysticki z konsoli, a Jin niemal wyleciał przez okno.
- ____? - zająknął się Jimin, gdy otrząsnęli się ze zdziwienia, a jego twarz oblał delikatny rumieniec. Jęknęłaś cicho w myślach, czując, że na gwałtowny wzrost temperatury w jego ciele twoje kły wysuwają się lekko. Już wcześniej piekło cię gardło, ale teraz czułaś, jakby ktoś włożył ci tam rozżarzony do czerwoności pręt. Byłaś jednak przyzwyczajona do tego bólu, więc spróbowałaś się uspokoić i nie panikować. Poczułaś, że kły nieco wsuwają się z powrotem, tam, gdzie ich miejsce.
- Mógłbyś chociaż na chwilę zapomnieć o tych chorych fantazjach? - westchnął Hoseok, po czym z uśmiechem wstał i mocno cię przytulił. Słyszałaś, że przez chwilę wdychał twój zapach. Poklepałaś go lekko po plecach, żeby się odsunął, bo siłą rzeczy twoja twarz wylądowała tuż przy jego szyi, a nie lubiłaś wstrzymywać za długo oddechu, mimo że nie musiałaś nawet oddychać. - Pożyczyłabyś mi swoje perfumy? - spytał, gdy w końcu się odsunął i posadził na kanapie, zaraz siadając obok. Spojrzałaś na niego z niemym pytaniem, na co od razu wytłumaczył: - Wypsikałbym nimi poduszki Jimin'a, bo już wytrzymać się z nim nie da – westchnął, przewracając oczami, na co zachichotałaś i przeniosłam wzrok na czerwonego do granic możliwości ChimChim'a.
- Hyuuung! - pisnął i schował twarz w dłoniach.
    Zaśmiałaś się, jednak nie zdążyłaś nic odpowiedzieć, gdyż reszta otoczyła mnie wianuszkiem i gdybyś nie była wampirem, pewnie byś za nimi nie nadążyła.
- Jimin? - zagadnął Rap Monster, gdy godzinę później razem z rozbudzonym Yoongim siedzieliście wszędzie, gdzie się dało, gadając, jakbyście znali się rok, a nie kilka godzin.
- Tak? - spytał niepewnie. Domyśliłaś się, że lider chce zapytać o coś związanego z tobą.
- Czy gdy wczoraj się masturbowałeś, myślałeś o ____? - spytał ,,poważnie”, ledwo powstrzymując śmiech.
    Westchnęłaś cicho, przeczuwając co się za chwilę stanie, więc wstrzymałaś oddech. Tym razem czerwone stały się także jego uszy oraz szyja. Wyczułaś ciepłe i mokre uderzenia jego głośno bijącego serca i jakby przez jego skórę na szyi zauważyłaś tętnicę. Mimowolnie odetchnęłaś głębiej i warknęłaś cicho pod nosem. Oczy przesłoniła ci czerwonawa mgła, a kły wysunęły się od razu do końca. Mimo tego zachowałaś resztki zdrowego rozsądku i szybko wstałaś, niemal od razu znajdując się pod ścianą na drugim końcu pokoju, przysłaniając usta dłonią, co zajęło ci jakąś sekundę. Chłopcy patrzyli na ciebie przerażeni, ale i zaciekawieni.
- ____... Nic ci nie jest? - spytał Rap Monster, powoli do ciebie podchodząc. No super, teraz według nich jestem nienormalna – jęknęłaś w myślach.
- Nie dacie mi wyjść bez wyjaśnienia, prawda? - spytałaś, z ręką nadal przysłaniającą usta. Mgiełka sprzed oczu zniknęła, jednak głód i wysunięte do końca kły nie.
- Nie – za Namjoona odpowiedział Suga. Tylko u niego w oczach nie było widać przerażenia, a czystą ciekawość.
- Ale obiecajcie, że po tym się ode mnie nie odwrócicie, chociaż w sumie tak byłoby najlepiej, nikomu nie powiecie i dacie mi jak najszybciej wyjść – jęknęłaś w swoją rękę, gdy powiało na ciebie powietrze z otwartego okna za chłopakami, przez co jeszcze mocniej wyczułaś słodką woń. Jednak aktualnie wyczuwałaś tylko zapach Jimin'a. Z przerażeniem uświadomiłaś sobie, że nie zaspokoisz głodu, dopóki nie skosztujesz jego krwi.
- Obiecujemy. ____, co ty za głupie pytania zadajesz? - spytał lekko zniecierpliwiony Hoseok.
    Przełknęłaś ślinę i powoli odsłoniłaś usta. Chłopcy niemal natychmiast odskoczyli przerażeni, a Tae nawet spadł z kanapy.
- Wiedziałam – jęknęłaś, czując że jeszcze chwila i nie wytrzymasz, a ucierpi na tym tylko jedna osoba. Po raz pierwszy tak miałaś i sama byłaś tym wystraszona.
- ____ - zająknął się Jungkook. - O-one są sztuczne, prawda?
- Nie – pokręciłaś głową. - Jestem wampirem – powiedziałaś cicho, ale na tyle, by chłopcy usłyszeli. Znowu powiało na ciebie z otwartego okna. - I teraz nie mogę stąd wyjść – warknęłaś, patrząc na Jimin'a, który zadrżał lekko.
- Czy ty... No wiesz... - wystraszył się Jin.
- Tak. To musi być on – uśmiechnęłaś się do Parka. Wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć, a ty nie miałaś zamiaru przestać. Zawsze tuż przed wypiciem ludzkiej krwi zmieniałaś się. Stawałaś się wtedy drapieżnikiem, który kusił wyglądem, zachowaniem i był dużo bardziej śmiały niż wcześniej a jednocześnie wiedział, kiedy przestać. - Przygotujcie mu dużą tabliczkę czekolady, witaminy, ciepłe łóżko i wannę z gorącą wodą. Czyj pokój jest obok tego? - spytałam Rap Mon'a. Po raz pierwszy przed polowaniem poczułaś podniecenie. Jimin ci się podobał, ty jemu, więc zamierzałaś to wykorzystać.
- Mój – widziałaś, że on i reszta, no, poza Jiminem, chyba uwierzyli, że nie zrobisz mu krzywdy. - Ale po... Po tym wszystkim masz nam wszystko wyjaśnić, ok?
- Tak, tak – odparłaś, po czym przez czerwonawą mgiełkę spojrzałaś na bladego jak ściana Jimin'a. Przejechałaś językiem po wystających kłach. - Masz iść dwa kroki za mną, a potem zamknąć drzwi, jasne?
    Tylko pokiwał głową, nie będąc w stanie zrobić nic więcej. Ze słodkim uśmieszkiem przeszłaś tuż obok chłopaków. Oni już na ciebie nie działali, teraz pragnęłaś tylko krwi Chim'a. Wyszłaś na korytarz i usłyszałaś, jak szepczą do niego ciche ,,hwaiting!”. Zaśmiałaś się pod nosem i weszłaś do pokoju Mon'a. Kilka sekund później próg pokoju przekroczył porządnie wystraszony Jimin. Uśmiechnęłaś się do niego, gdy zamknął drzwi. Wiedziałaś, jak musisz teraz wyglądać: blada, z wysuniętymi kłami, oczami iskrzącymi się z pożądania, otoczona niebieskawym światłem księżyca, wpadającym do pokoju przez okno.
- Nie bój się – podeszłaś do niego. - To będzie tak jakby nasz pierwszy pocałunek.
- Po-pocałunek? - na jego blade policzki wstąpiły delikatne rumieńce.
- Aha – odpowiedziałaś, smyrając go nosem po policzku. Teraz, gdy wiedziałaś, że masz go dla siebie, głód mógł chwilkę poczekać.
- Czyli że... - zawiesił się, zaciskając dłonie w pięści.
- Czyli że od dziś jesteśmy razem – szepnęłaś, przenosząc się w końcu na jego szyję. Zapach jego krwi cię oszałamiał, a teraz jeszcze jego serce tak szybko pracowało. Nie mogąc się powstrzymać, powaliłaś go na łóżko, zawisłaś nad nim i przytrzymałaś jego ręce nad głową. Starałaś się by uścisk nie był za silny, ale i tak chłopak pisnął.
- Będzie bolało? - spytał cicho, gdy przejechałaś kłem po miękkiej skórze na szyi.
- Trochę – nie czekając dłużej, bo pragnienie niemal rozsadzało cię od środka, pociągnęłaś go jedną ręką za włosy, drugą nadal trzymając jego dłonie, na co odchylił głowę i zacisnął mocno powieki. Wgryzłaś się w miejsce tętnicy, na co chłopak jęknął głośno z bólu i już po chwili poczułaś w ustach ciepłą i słodką ciecz. Jakbyś miała porównać smak do ludzkiego jedzenia, to prawdopodobnie znudziłoby ci się po powiedzeniu dwudziestego składnika. Wiedziałaś, że nie możesz wypić więcej niż litr, więc po tej ilości zalizałaś ranki. Ogarnęło cię błogie uczucie zaspokojenia.
- Skończyłam – oblizałaś usta, czując jak kły się chowają a pragnienie mija. - Jak się czujesz? - spytałaś Jimina i pocałowałaś go w na powrót blady policzek, zostawiając na nim ślad jego własnej krwi, którą starłam palcem, dokładanie go potem oblizując. 
- Jakoś tak... Najchętniej poszedłbym spać – skrzywił się zabawnie, na co zaśmiałaś się cicho.
- To normalne. Straciłeś sporo krwi – również się skrzywiłaś, bo po zaspokojeniu ponownie wróciło do ciebie poczucie winy. - Boże, jestem potworem! - jęknęłaś cicho, jak najszybciej odsuwając się od chłopaka.
- Nie jesteś. To nie był twój wybór, prawda? - nieco zamroczony uniósł się na łokciach.
- No niby nie...
- To teraz tu wracaj, bo mi zimno – naburmuszył się lekko.
    Nie mogłaś powstrzymać cichego śmiechu.
- Nie boisz się mnie? - spytałaś, siadając obok niego na łóżku.
- Nie. Niby czemu miałbym bać się swojej dziewczyny, która pewnie od dzisiaj będzie do mnie przychodzić na śniadanioobiadkolację? - spytał, przewracając oczami. - A poza tym, chcę cię pocałować – pociągnął cię mocno za rękę, byś położyła się obok niego, jednak ty ani drgnęłaś.
- Nie teraz – powiedziałaś szybko, na co chłopak zasmucił się. - Później.
- Czemu?
- Po pierwsze: musisz zregenerować siły, a po drugie: chcesz się całować własną krwią?
- Ehh... No dobra – naburmuszył się i zamknął oczy. - Idź do reszty i przekaż smutną nowinę, że przeżyłem.
- Przekażę – zaśmiałaś się i pocałowałaś go w czoło. - Zaraz przyniosę ci coś do jedzenia, a potem pójdziemy razem do wanny, ok? - przykryłaś go kołdrą.
- Mhm... - mruknął niewyraźnie w półśnie.
    Zamknęłaś drzwi i ruszyłaś do salonu. Chłopcy zmierzyli cię podejrzliwym spojrzeniem.
- Żyje – uniosłaś dłonie w geście obronnym, na co Taehyung westchnął cicho i z kieszeni wyjął 7000 wonów (ok. 30 zł) i dał je uradowanemu Jin'owi. Klepnęłaś się dłonią w czoło. - Serio, zakładaliście się, czy przeżyje? - popatrzyłaś na nich jak na debili, na co spojrzeli na ciebie dziwnie. - Co?
- Eee... ____, masz czerwone oczy – wytłumaczył ci Hoseok.
- Jutro będą znowu złote – wzruszyłaś ramionami. Wystarczyło, żebyś poszła na polowanie, a krew zwierzęca zmieni je z powrotem.
- Miałaś nam wszystko wytłumaczyć – przypomniał Tae i rozsiadł się wygodnie w fotelu.
- Kolejni – westchnęłaś i usiadłaś na kanapie obok Hoseoka, po czym wysłałaś Jungkooka, żeby zaniósł Jimin'owi to, o co prosiłaś.
- Kolejni? - zdziwił się J-Hope.
- Kolejni, w sensie że nie wystraszyliście się, gdy dowiedzieliście się o mojej hmm... naturze.
- Tyle jest teraz tych wszystkich głupich książek, filmów, czy ,,dokumentów”, że nic mnie już nie zdziwi – Namjoon wzruszył ramionami.
- ____, czemu pokój Namjoona hyunga wygląda jak w rzeźni? - spytał poważnie Jungkook, wchodząc do salonu. Spojrzałaś na niego z politowaniem.
- Nie przesadzasz aby przypadkiem? - uniosłaś jedną brew.
- Dobra, nie ważne, ____, opowiadaj! - przerwał wam Tae. Sturlał się na ziemię i oparł brodę na rękach. Co gorsza, każdy wyglądał na równie zaciekawionego jak on. Westchnęłaś i chcąc nie chcąc, zaczęłaś opisywać im przemianę i wszystko, co wampirze. Nie obyło się oczywiście bez głupich pytań w stylu: ,,śpisz w trumnie?”, ,,czy słońce cię spala?”, ,,pamiętasz pierwszego króla Korei?”. Przerazili się tylko wtedy, gdy powiedziałaś, że nie możesz jeść zbyt dużo ludzkiego jedzenia.
- Kilka miesięcy temu przypadkiem obejrzałem kawałek ,,Zmierzchu” - zaczął nagle Jin, na co chłopcy spojrzeli na niego z politowaniem. Niemal słyszałaś ich myśli: ,,hyung, wstyd nam robisz”, ale on zdawał się tego nie zauważać. - I zastanawiam się jak wampiry zmieniają innych i czy naprawdę mają skórę twardą jak skała.
- Co do pierwszego, to nie jestem pewna – zastanowiłaś się. - Wampirem jestem od kilku miesięcy, a to nie o same gryzienie chodzi, tylko również o jad, który też mam, ale używam tylko na zwierzętach. I tak, mam taką skórę. Mogą przebić ją tylko wampirze zęby.
- Serio? Pokażesz? - spytał zafascynowany Tae.
- Daj jakiś nóż. Tylko taki, którego nie będzie wam szkoda – parsknęłaś śmiechem, gdy Tae zerwał się i pobiegł do kuchni, a po chwili wrócił z małym scyzorykiem.
- Czekał tyle czasu – pogłaskał go pieszczotliwie, na co wszyscy spojrzeli na niego jak na uciekiniera z psychiatryka.
- Daj go, bo zaraz zaczniesz się z nim lizać – wystawiłaś mu język i wzięłaś od niego nożyk.     
   Podwinęłaś rękaw i przejechałaś scyzorykiem po przedramieniu. Nie zostawił nawet rysy, a ty nic nie poczułaś. - Wbić? - spytałaś jakby od niechcenia, na co wszyscy pokiwali głowami. Widziałaś wszystko jakby w zwolnionym tępię, więc gdy scyzoryk już miał dotknąć skóry, przechyliłaś go tak, żeby odłamana część poleciała tam, gdzie nikt nie stał. Twój mózg nie miał problemów z takimi obliczeniami. (chyba moja ulubiona wampirza cecha xD)
- Wooow – szepnął Jungkook, na co zaśmiałaś się.
    Pogadaliście jeszcze z pół godziny, aż w końcu wyszłaś z salonu, żeby obudzić Jimin'a. Po straceniu tak dużej ilości krwi musiał również coś zjeść.
- Nie śpisz już? - zdziwiłaś się, widząc chłopaka, który siedział na łóżku otoczony kokonem z kołdry z laptopem na kolanach i kakaem w dłoni.
- Nie – wyszczerzył się. Był już znacznie mniej blady, a i głos miał silniejszy. - Ale nadal jakoś dziwnie się czuję – udał ciężko poszkodowanego, a ty wiedziałaś, o co mu chodzi.
- Może mała kąpiel ci pomoże? - w sekundę znalazłaś się przy nim, przygryzając lekko płatek jego ucha. Westchnął słodko, odkładając laptop i kubek na stolik.
- Taaak... I jeszcze pocałunek – przymknął oczy, na co pocałowałaś go w policzek, kierując się w stronę ust. Wreszcie położyłaś usta na jego i dopiero teraz było widać, że to chłopak (prawie) zawsze dominuje. Przekręcił was tak, że teraz to ty byłaś pod nim. Rozłączyliście pocałunek dopiero, gdy zabrakło mu powietrza. Odetchnął, wstał i ściągnął koszulkę. W drzwiach odwrócił się jeszcze, by ujrzeć że jesteś już tylko w bieliźnie. Przełknął ślinę i cały czerwony zdołał wykrztusić:
- Chyba czas na kolację.
    Zaśmiałaś się i pociągnęłaś go za rękę w stronę łazienki.

sobota, 5 grudnia 2015

Jungkook (BTS)

     Witojcie ^^
     Pomiędzy rozdziałami (mam 10 zdań do kolejnego. Woow, tak bardzo woow xD) przesyłam takiego puchatego i suodziaśnego (i krótkiego ;;) Ciastencjusza :3 Dedykuję go #Lasowi (bo Jungenkooken to jej UB ^.^) w ramach wynagrodzenia za te wszystkie JiKooki na blogu xD
     *btw, polecam hardo pisać scenariusze w wannie xDD*


                                                          * 16-letni Kookie był tak mega uroczy! *__* *


- Unnie, mogłabyś powtórzyć?
    Zatkało cię. Nie miałaś pojęcia, że Hye też coś do niego czuje.
    HyeRin westchnęła.
- ____, czy ty mnie wogóle słuchasz? Mówiłam, że mam zamiar poderwać Jungkooka.
    Przełknęłaś ślinę i pożegnałaś się z przyjaciółką, tłumacząc się tym, że musisz posprzątać mieszkanie.
    Jungkook był najprzystojniejszym chłopakiem w klasie, a nawet w całej szkole. Ty i Hye poznałyście go w pierwszej klasie gimnazjum, gdy miał cięższy okres i dopiero rozpoczynał etap dojrzewania. Nikt wtedy nawet nie przypuszczał, że wyrośnie z niego takie ciacho. Przez trzy lata byliście najlepszymi przyjaciółmi, nawet teraz, w pierwszej klasie liceum, gdy wszystkie dziewczyny się w nim podkochiwały. Zdałaś sobie sprawę, z tego, że coś do niego czujesz już rok temu, ale dopiero teraz postanowiłaś mu to powiedzieć. Patrząc na to, jak się teraz czułaś, duże było to coś.
    Nie mogłaś konkurować z Hye. Niby była nieco niższa przy twoich 170 cm, ale nadrabiała to niesamowitą figurą i dużym biustem.
    Westchnęłaś i położyłaś się do łóżka. Nie miałaś zamiaru z niego zrezygnować, o nie! Po prostu wątpiłaś w to, czy uda ci się wygrać z Hye.
    Następnego dnia od rana byłaś zasępiona, a gdy HyeRin wpadła po ciebie, by iść razem do szkoły, wpatrywałaś się cały czas w ziemię, przytakując w odpowiednich momentach.
    Pozbierałaś się dopiero wtedy, gdy doszłyście do szkoły i dołączył do was Ciastek. Przywitałyście się z nim standardowymi już cmoknięciami w policzek. Przesunęłaś po nim wzrokiem i westchnęłaś. Idealnie pasował do Twojej przyjaciółki. Nadal miał nieco dziecinną twarz, co okazało się jedną z wielu jego zalet. Był dosyć wysoki, miał świetną figurę, a jego mięśni mogłoby pozazdrościć wielu chłopaków.
- Kookie, mógłbyś wyjść ze mną po lekcjach za szkołę? Muszę ci coś powiedzieć – Hye zatrzepotała rzęsami.
    Wydało ci się, że twoją szyję ściska niewidzialna ręka.
    Kookie zgodził się, choć był nieco zdziwiony, a potem pożegnał was i podszedł do swoich kolegów.
    Przez wszystkie lekcje byłaś smutna, a gdy tylko zadzwonił ostatni dzwonek, wyskoczyłaś szybko ze szkoły, by nikt nie zauważył Twoich łez.
- ____?
    Podniosłaś głowę i oniemiałaś. Od pół godziny siedziałaś na parkowej ławce, a nad tobą pochylał się... Jungkook. Zakręciło ci się w głowie od jego uśmiechu.
- Co z... - zaschło ci w gardle, więc odchrząknęłaś – Co z Hye?
- Powiedziałem jej, że nie widzę jej na miejscu mojej dziewczyny – odparł poważnie.
    Nie mogłaś wyjść ze zdumienia. Czyli dał jej kosza? Byliby taką dobrą parą.
- Naprawdę?
- Tak. No bo... sam nie wiem. Nie czuję do niej nic poza przyjaźnią. Poza tym, ktoś inny zaprząta mi głowę.
- To znaczy, że o kimś myślisz? - spytałaś zdezorientowana.
- Chyba tak – uśmiechnął się słodko.
    Cios prosto w serce.
- Znam ją?
- Chyba tak.
    Jungkook podszedł bliżej, a tobie serce zaczęło walić z zawrotną szybkością. To niemożliwe...
- Chodzi... z nami do klasy?
- Aha.
    Zaczęło robić ci się gorąco, a na policzki wpełzły rumieńce. A jeśli...?
- Nie powiesz mi, jak ma na imię?
- Oczywiście: ____.
    Na dźwięk twojego imienia gdzieś w piersi wybuchły ci skumulowane uczucia. Nie byłaś w stanie zareagować, okazać emocji, które nie pozwoliły ci nawet się uśmiechnąć.
- Ja...
- Ty?
    Jungkook cały czas się uśmiechał. Widziałaś, że jest rozbawiony.
- Ja... Wiesz... Od dawna mi się podobasz – wyznałaś.
- Naprawdę Ci się podobam? Jak bardzo?
    Bardzo. Niesamowicie. Wystarczająco, by zaraz jutro z rana wziąć ślub.
- Nie kpisz sobie, prawda?
- Jak mógłbym kpić?
    Wreszcie się otrząsnęłaś i udało ci się uśmiechnąć.
    Kookie objął cię ręką w pasie, a drugą ręką odgarnął ci włosy z twarzy aż za ucho. Pocałował cię w policzek, a potem nachylił się do ust.
    Jego wargi były takie miękkie. Od razu wpasowały się w Twoje. W dodatku były bardzo słodkie. A może po prostu pocałunek był słodki? Nie ważne. Teraz chodziło ci po głowie tylko jedno – Jungkook  cię kochał!
    Nigdy nie miałaś tajemnic przed Hye, więc i tym razem nie mogło być inaczej. Gdy zobaczyła ciebie i Ciastka, trzymających się za ręce, wściekła się. Ale gdy zauważyła, że jesteś szczęśliwa jak nigdy dotąd, jej twarz stopniowo łagodniała, jednak nadal było widać na niej smutek. Ucieszyłaś się, że nadal była twoją najlepszą przyjaciółką, ale nic nie mogło uczynić cię bardziej szczęśliwą, niż Kookie.
    Minęły już dwa tygodnie, od dnia, który na zawsze wyryłaś sobie w sercu. Dnia, w którym Jungkook powiedział, że cię kocha. Wydawało ci się, że cały świat cieszył się Twoim szczęściem: Hye znalazła sobie chłopaka, który kochał ją do szaleństwa, a ty byłaś najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Kookie na każdym kroku obsypywał cię prezentami, pocałunkami, czy piosenkami. Nie mogłaś wyjść z podziwu, że tak idealny chłopak potrafi w dodatku pięknie śpiewać i tańczyć.
- Już idę! - krzyknęłaś, gdy usłyszałaś dzwonek do drzwi.
    Otworzyłaś i od razu rzuciłaś się Ciastku na szyję. Wasze wargi przylgnęły do siebie i, nie przerywając pocałunku, małymi kroczkami doszliście do twojego pokoju.
- Uwielbiam cię witać – mruknął w twoje ucho.
    Zachichotałaś i pokryłaś się rumieńcem. Za nic nie mogłaś się tego oduczyć, ale Jungkook uważał, że to strasznie urocze.
    Gdy się od siebie odsunęliście, Jungkook zaproponował.
- Może w coś zagramy?
- Zagramy? W co?
    Figlarne spojrzenie Kooka wzmogło twoją czujność. Co też mu przyszło do głowy?
- Poczekaj.
- Aha.
    Wyszedł z pokoju, a gdy wrócił, w rękach trzymał bawełnianą serwetkę i filiżankę z czekoladą. Potem rozejrzał się i wyjął z regału książkę.
- Już ci wyjaśniam – zaczął, siadając obok ciebie na łóżku. - Grałaś kiedyś w równowagę pocałunku?
- Równowagę pocałunku? Nie, nigdy.
- Doskonale – uśmiechnął się w twój ulubiony sposób i zawiązał ci oczy.
    Znowu oblałaś się rumieńcem, bo chłopak musnął opuszkami palców twoją szyję.
- Widzisz coś? - spytał.
- Nie. Nic.
- Teraz wstań i połóż książkę na głowie.
    Zsunęłaś serwetkę z oczu i rzuciłaś mu spojrzenie spode łba. Nieoczekiwanie cię pocałował. Tym razem pocałunek, był nie tylko słodki, ale i czekoladowy. Zrezygnowana, przestałaś się opierać i znów zawiązałaś sobie oczy.
- Nie podoba mi się ta gra – mruknęłaś głosem małej dziewczynki.
    Jungkook wstał i położył ci książkę na głowie.
- Doskonale. Zaczynamy! Musisz postarać się, żeby książka nie spadła na podłogę.
- Nic nie rozumiem.
- Zaraz się zorientujesz.
    Poczułaś na twarzy palec Jungkooka. Wzdrygnęłaś się w kontakcie z gorącą czekoladą, ale utrzymałaś książkę na głowie.
- Nie podoba mi się ta gra – ponownie mruknęłaś.
- Nie?
- Nie!
- Zaraz ci się spodoba.
    W miejscu, gdzie został czekoladowy ślad, poczułaś usta Kooka. Książka zachybotała się, ale nadal tkwiła na Twojej głowie.
- Jesteś okrutny.
- Tak?
    Tym razem poczułaś czekoladę na szyi.
- Bardzo okrutny!
- Naprawdę?
- Naprawdę... - szepnęłaś.
    W ślad za czekoladą nadeszły jego usta. I język, którym oczyszczał twoją skórę. Lizał powoli. Niesamowicie powoli. Niesamowicie zmysłowo.
- Masz stalowe nerwy, wiesz? Książka ani drgnie – stwierdził Ciastek.
    Nie wiedziałaś, co powiedzieć. Praktycznie nie mogłaś mówić. Kolejne miejsce, na którym chłopak rozsmarował czekoladę, to twoje usta. Powoli najpierw przeciągnął językiem po twoich wargach, z lewej do prawej i z prawej do lewej. Potem wskazującym palcem zmusił Cię, byś rozchyliła usta i pieścił twoją dolną wargę ustami. Delikatnie. Coraz mocniej. Czekolada zmieszała się ze śliną. Serce zaczęło walić ci tak szybko, jak nigdy dotąd. Twój ciepły oddech wniknął do ust chłopaka. Całował cię głęboko, trzymając Twoją twarz w dłoniach.
    Nagle... Książka spadła na podłogę.
    Żadne z was nie zwróciło na to uwagi. Jungkook wziął cię za rękę i popchnął na łóżko. Pozwoliłaś się prowadzić po omacku, z serwetką, która nadal przesłaniała twoje oczy. Korzystając z chwili na odetchnięcie, ogarnęłaś się i zdjęłaś serwetkę.
- To już nie będzie potrzebne – mruknęłaś i wplotłaś palce we włosy Ciastka.
    Mrugnął do ciebie, mruknął z zadowoleniem i zawisł nad Tobą.
    Odnalazłaś jego usta i wsunęłaś w nie język. Chłopak był zaskoczony, ale wyraźnie mu się podobało. Wyjęłaś jedną rękę z jego włosów i wsunęłaś ją pod jego koszulkę. Poczułaś, że przeszły go dreszcze.
    Nagle odsunął się i pociągnął cię od tyłu za włosy. Zaskoczona odchyliłaś głowę, a chłopak zaczął całować i podgryzać twoją szyję. Przesunął po niej językiem, aż do wgłębienia pod nią. Gdy pieszczotliwie musnął ustami twoje obojczyki, przeszły cię przyjemne dreszcze. Przejechał nosem po Twoich odkrytych ramionach, zahaczając o ramiączko biustonosza. Wzdrygnęłaś się, a prawą ręką przesunęłaś po umięśnionym torsie Jungkooka. Tym razem to on się wzdrygnął. Odsunął się i zauważyłaś na jego policzkach urocze rumieńce.
- Chciałbym... Ale nie... Ty chcesz dopiero po ślubie – przygryzł wargę.
    Przyciągnęłaś go do siebie i pocałowałaś. Wiedziałaś o co mu chodzi. Bardzo dobrze cię znał i  wiedział, że chciałaś zachować cnotę aż do ślubu.
- Nie musimy tego robić – mruknęłaś mu do ucho. – Dopiero po ślubie, oppa. Wytrzymasz te parę lat.
    Ciastek zachichotał i położył się na twoich piersiach. Głaskałaś go po głowie i policzkach, na co uroczo mruczał. Zerknął na okno i westchnął. Siedział u ciebie już chyba godzinę, na dworze ściemniało się i za chwilę miała przyjechać twoja mama.
- Nie chcę stąd iść – jęknął spomiędzy twoich piersi.
    Teraz to ty zachichotałaś. Zerknęłaś na zegarek i zaczęłaś go od siebie odsuwać.
- Co się stało? - spytał zdezorientowany.
- Za dziesięć minut przyjedzie moja mama – wstałaś, ale chłopak pociągnął cię za udo i zmusił do tego, byś siadła mu na kolanach.
- A ja za dwadzieścia mam spotkać się z kumplami – skrzywił się. – Najchętniej zostałbym tu na całą noc.
    Przysunęłaś się do jego szyi i zassałaś na chwilę jego skórę, by powstała malinka.
- Dzięki temu, jeśli się spóźnisz, będziesz miał dowód – wyszczerzyłaś się do niego.
    Zaśmiał się, wstał, złapał cię za rękę i ruszył do drzwi. Pocałował cię na pożegnanie, wyszedł, wrócił, znów pocałował, tylko tym razem dłużej i znów wyszedł, obiecując, że będzie o tobie myślał cały czas.
    Gdy tylko wyszedł, zaczęłaś piszczeć i skakać ze szczęścia. Ogarnęłaś się, posprzątałaś po waszej demolce, a gdy twoja mama wróciła do domu, siedziałaś przed komputerem i szczegółowo przypominałaś sobie wszystkie pocałunki i pieszczoty Ciastka.


                
                                                                Jungkook

    Jeszcze nigdy nie czułem się tak... tak... dziwnie? Nie umiem tego określić. ____, jest pierwszą dziewczyną, do której coś takiego poczułem. Zerknąłem na ekran telefonu. Do spotkania zostało dziesięć minut. Za krótko, żebym zdążył się przebrać. Poprawiłem sobie tylko włosy, które rozczochrała mi ____ i wyszedłem z domu, nawet nie zerkając w lustro. Wszedłem do wytwórni koleżanki mojej mamy i skierowałem się w stronę jednej z wielu sal tanecznych.
- No wreszcie! Przyszedł nasz maknae! - usłyszałem głos J-Hope'a, jeszcze zanim do końca otworzyłem drzwi.
- Czemu tak długo? - spytał Taehyung, a gdy już mnie wyściskał, spojrzał na mnie z dziwną miną. – Byłeś u ____, zgadłem?
    Parsknąłem śmiechem. Ten to walił derpy przy byle okazji.
- A co Cię to obchodzi, hyung? - spytałem.
- Tak się tylko pytam, bo jedzie od ciebie babskimi perfumami na kilometr – zauważył.
    Powąchałem swoją koszulkę. Kurna, V miał rację. Moja koszulka była przesiąknięta zapachem ____ i mimowolnie przypomniałem sobie, do czego o mało nie doprowadziłem.
- Kurde! Ty się rumienisz! - Hoseok parsknął śmiechem.
    Zignorowałem go, przywitałem się z resztą, wziąłem kawałek pizzy i stanąłem pod ścianą. Przyjrzałem się Jiminowi. Gdy Hye zaczęła się nim interesować, kompletnie stracił głowę i przez dobre parę dni gadał tylko o niej. Wszyscy mieliśmy go dość, aż w końcu wyszedł na prostą. Teraz zachowywał się jak dawniej, może był tylko trochę weselszy. Na jego nadgarstku dumnie wisiała bransoletka dla par, którą kupił też Hye. Pomyślałem, że mogę też kupić takie sobie i ____.
    Nagle zauważyłem, że wszyscy mi się przyglądają. Posłałem im zdziwione spojrzenie, na które wszyscy się uśmiechnęli. Pomyślałem, że może kompletnie zwariowali, co przecież było nieuniknione, aż spojrzałem w lustra na ścianie.
    Na mojej jasnej szyi dumnie prezentowała się malinka. To mnie akurat nie zdziwiło, bo pamiętałem słowa ____, ale gdy przyglądałem się dłużej mojej twarzy... Jęknąłem cicho. Miałem leciutko nabrzmiałe usta, a w ich kącikach zauważyłem coś brązowego. Oblizałem wargi. Czekolada. Same usta były lekko zaróżowione przez błyszczyk ____. Moje ciemne oczy błyszczały, a na policzkach nadal miałem delikatne rumieńce. Najbardziej jednak zdziwił mnie blado-różowy ślad na moim odsłoniętym obojczyku. Nie przypominałem sobie, żeby ____ mnie tam całowała. Moje oględziny przerwał śmiech Jina.
- Te twoje brązowe ślady na ustach to była czekolada? A już myślałem...
    Te słowa z ust kogoś innego pewnie by mnie zawstydziły, ale to był Jin. On był najbardziej zboczony z całej naszej grupy, więc nie zdziwiło mnie, że coś takiego powiedział. Wystawiłem mu język, a potem zlizałem do końca czekoladę, robiąc dwuznaczną minę.
    Wszyscy parsknęli śmiechem.
- Te dzieci tak szybko dorastają – J-Hope wytarł wyimaginowaną łzę i znowu się roześmiał. – Co wy tam robiliście? Chyba nie rozmawialiście o długu publicznym, co?
    Spąsowiałem, przygryzłem wargę i spojrzałem w okno. Gdy leżałem na piersiach ____, było mi tak przyjemnie... Przypomniałem sobie jej pełne usta, które mogłyby zdziałać cuda...
    Oblałem się tak obfitym rumieńcem, że poczułem się, jakby ktoś wylał na mnie garnek gorącej wody.
- Pożar! Pożar! Tak tu gorąco, że nam ogrzewanie nie potrzebne – V wachlował się dłonią, już prawie pokładając się ze śmiechu – O czym ty myślisz?
- Jak to o czym? O ____ - Jimin zachichotał.
    Spojrzałem na niego nienawistnie.
- To może porozmawiajmy o twojej Hye, hyung. Udało ci się już dotknąć jej... - tu pokazałem rękami wymowny znak.
    Moje sarkastyczne słowa szybko zdziałały swoje. Jimin zawsze łatwo się zawstydzał, a i tym razem nie było inaczej. Zrobił się niemal tak czerwony jak ja.
    Korzystając z chwili spokoju otworzyłem okno przy akompaniamencie docinek reszty na biednego Jimina, oparłem się o parapet i pomyślałem o ____. Nie ma co, ostatnio myślałem o niej cały czas. Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie jej wielkich, niebieskich, europejskich oczu, które błyszczały za każdym razem, gdy mnie widziała, uroczych rumieńców, które przy byle okazji kwitły na jej bladych policzkach... Jakie to dziwne, że nie zauważałem tego przez te wszystkie lata naszej znajomości!
- Kookie! - nagle usłyszałem głośny szept.
    O nie! Już nawet słyszałem jej głos w głowie! Aż tak ze mną źle? Wyjrzałem za okno i oniemiałem. Na dole stała ____ we własnej osobie. Uśmiechnęła się szerzej i pomachała mi.
    Bez zastanowienia wypadłem z sali i wybiegłem przed wytwórnię. Mocno się do niej przytuliłem i wtuliłem twarz w jej długie, pachnące włosy. Pocałowałem ją z namiętnością, której niedaleko było do brutalności. Przejechała koniuszkiem języka po mojej dolnej wardze. Ach, co ty ze mną robisz kobieto!
    Gdy się od niej odsunąłem, złapałem ją za rękę.
- I to niby ja jestem okrutny? - starałem się uspokoić oddech. - Po co przyszłaś, kotek?
- Chciałam się upewnić, czy to wszystko to nie był sen – uśmiechnęła się. – Jeśli to sen, to bardzo realistyczny.
- Przecież masz dowód – dotknąłem malinki na jej szyi.
- Mogłam sobie namalować – miała bardzo ładny śmiech. – Tęskniłam – znowu mnie przytuliła.
- Ja też. Dangsin-eun mayag gat-eungeoya (Jesteś dla mnie jak narkotyk) – zanuciłem – Wiesz, że Cię kocham?
    Nie odpowiedziała, tylko pocałowała mnie. Miała bardzo słodki smak. Chwyciłem jej twarz w dłonie. Nasze języki toczyły walkę, którą oczywiście ja wygrywałem. Kompletne zapomniałem, że przed ciekawskimi spojrzeniami przechodniów ochraniało nas parę marnych krzaczków. Nie zwracałem też uwagi na chłopaków, którzy od początku naszej rozmowy wyglądali przez okno i teraz gwizdali i bili brawo, a Namjoon bezskutecznie próbował ich uspokoić.
    W końcu rozłączyliśmy pocałunek, dysząc ciężko. Na pożegnanie złożyłem na jej ustach bardzo, bardzo słodki pocałunek. Uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Kurde, Jungkook, nie zdziwiłbym się, jakbyś się na nią rzucił a potem pyrgnął w krzaki – roześmiał się J-Hope, gdy byliśmy już w sali.
- No, myślałem, że puszczę pawia tęczą – zaśmiał się Suga.
- Te dzieci tak szybko dorastają! - westchnął ze śmiechem Rap Monster.
    Nie słuchałem ich docinek. Kompletnie się wyłączyłem i znów zacząłem myśleć o ____.


                                                                     Ty

    Następnego dnia koło południa przyszedł po ciebie Jungkook. Pożegnałaś się z rodzicami i gdy tylko zamknęłaś drzwi Ciastek od razu cię pocałował. Wsunął ręce pod twoją koszulkę. Wzdrygnęłaś się, czując ciepło jego palców na brzuchu. Gdy wreszcie cię puścił, złapał za rękę i pociągnął w stronę centrum.
- Gdzie idziemy, oppa? - spytałaś, gdy doszliście na miejsce.
- Do mojej ulubionej kawiarni.
    Kawiarenka była bardzo przytulna. Wyglądała tak, jakby ktoś stworzył ją z myślą o zakochanych. Zamówiłaś koktajl truskawkowy, a Jungkook czekoladowy.
- Dobre? - spytał.
    W odpowiedzi popiłaś łyk i pocałowałaś go.
- I jak?
- Z twoich ust wszystko smakuje o niebo lepiej.
    Uśmiechnął się w twój ulubiony sposób, od którego zakręciło ci się w głowie.
    Nie potrzebowałaś niczego więcej. Miałaś przed sobą najlepszego chłopaka, jakiego mogłaś sobie wymarzyć.