(I ten, przepraszam króliczku, że nie ten tytuł co ty wybrałaś, ale ten bardziej mi pasował ;; Wybacz <3)
~
Biegł przed siebie, oświetlany tylko bladym światłem księżyca. Krew strumieniami lała się z kikuta jego odciętego ramienia, spadając na ulicę. Ból go przymraczał, miał wrażenie, że przez utraty krwi jest coraz słabszy. Czuł, że zaraz straci przytomność. Dla niego najlepiej by było, gdyby już się nie obudził, jednak życie nie jest łaskawe.
Wąska uliczka w bezludnej części miasta powoli się kończyła, łącząc się z autostradą. Skręcił w prześwist pomiędzy dwoma budynkami, gdzie, drżąc, usiadł za śmietnikiem. Chlipiąc przytulił do siebie kikut ręki. Odcięto mu większą jej część, zostawiając tylko górny fragment ramienia. Łzy ciekły mu z oczu, w głowie się kręciło, w uszach szumiało, bordowa ciecz coraz to większą plamą naznaczała przód jego koszulki, jednak nie zwracał na to uwagi. Odchylił głowę do tyłu, opierając ją o chłodną i chropowatą ścianę budynku. Zaśmiał się gorzko. Więc tak umrze. Zapomniany, zgwałcony, poniżony, zniszczony. Czuł, że odpływa, zamknął więc oczy, czekając na od tak dawna wyczekiwany spokój. Jednak - jak już wspominałam - życie nie jest łaskawe. W miejscu, w którym się znajdował, nagle zrobiło się jakoś duszno. Atmosfera stała się ciężka, trudno było chociaż zaczerpnąć powietrza. Uczucie można by porównywać do oddychania gęstym syropem. On miał jednak wszystko gdzieś. Byleby umrzeć. Byleby zapomnieć.
Z ciemniejszego, niż reszta, kąta wypłynął jakiś podłużny kształt. Można by robić zakłady, czy to wąż, czy może zmutowane wnętrze rury kanalizacyjnej. Nikt jednak nie wygrałby owego zakładu.
Chłopak słyszał w głowie tylko głuche piski, wystraszył się więc, gdy jego uszy wyłapały coś nowego. Z trudem otworzył oczy. Jego źrenice nienaturalnie się powiększyły, zasłaniając prawie całą tęczówkę w kolorze ciemnej czekolady. Na ścianie przed nim rozpościerała się duża, czarna plama, wyglądająca trochę, jakby ktoś chlapnął na kartkę farbą i dorysował rozwidleniom coraz to cieńsze nitki, uzyskując efekt czarnych pajęczych nici. Z centralnej części smolistego stwora wychodziła gruba 'macka', która powoli sunęła w stronę chłopaka, zyskując tym samym na długości. W dodatku w głowie słyszał ciche szeptanie słów w nieznanym mu języku. Otworzył usta z zamiarem zebrania resztek sił i krzyknięcia, zaraz jednak prawie się dusząc. Poczuł się, jakby ktoś zalał mu buzię jakąś gęstą zawiesiną. Po jego policzkach spłynęła kolejna fala łez. Kaszląc, zamknął ponownie oczy, powoli godząc się ze swoim losem. To tak wygląda śmierć?
~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz